wtorek, 16 lipca 2013

6&. To dopiero początek...


 "Nic nie odciska się w pamięci bardziej niż to, co chciałoby się zapomnieć."

Droga ociągała się, robiliśmy sobie przerwy, Kalifornia już nie daleko. My mieszkamy w  Waszyngtonie., a zmierzamy do Kalifornii, do El Monte. To daleko, osiemset osiemdziesiąt cztery kilometry, czyli czternaście godzin i pół, ale zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się kim... naprawdę jest Zack.
Przejechaliśmy już jedną czwartą tego, co mamy jeszcze do przejechania - jakieś dwieście dwadzieścia jeden kilometrów, raptem cztery godziny drogi.

___________________________________________

Już tylko dziesięć kilometrów i jesteśmy na miejscu. Musimy stanąć na postoju.
- Znasz jakiś najbliższy motel?- pytam, siedzącego z tyłu Jack' a.
- King Bang. To jakiś kilometr stąd - mówi, zbliżając się, żebym usłyszała.
Dodałam gazu i w niecałe pięć minut dotarliśmy na miejsce. Naszym oczom ukazał się mały, ceglany, hotel. Wydłubane i wyblakłe cegły, które tworzyły budynek sprawiały wrażenie, że jest on opuszczony, gdyby nie to, że przed drzwiami stała kobieta o grafitowych włosach z małymi, szarymi pasmami, paląc papierosa, oraz to, że w oknach paliło się światło, dające znać ile pokoi jest wolnych, a które są już zajęte.
Wjechałam na mały betonowy parking, oświetlony latarniami stojącymi przy drodze. Stanęłam.
- Gdzie jest najbliższa stacja benzynowa? - pytam chłopaka, okręcając się do niego.
- Trzy, cztery kilometry tą samą drogą - mówi, pokazując mi na mapie. - A co?
- Ja pojadę zatankować, a ty zarezerwuj nam pokój, albo dwa, jak się czujesz skrępowany - powiedziałam, a na moich ustach ukazał się szyderczy uśmieszek.
- Spoko - powiedział, odpowiadając mi uśmiechem.- Mam nadzieję, że ty się nie zawstydzisz.
Włączyłam silnik i ruszyłam, wyjeżdżając na główną drogę. Jechałam szybko. Tak, śpieszyło mi się.
Dojechałam do tak samo małej stacji, wyglądała przeciętnie, mały budynek, dwa wjazdy, dwie kamery. Zaparkowałam i wzięłam pistolet do benzyny.
- Poradzi sobie pani?- spytał mnie młody facet, wychodzący ze sklepiku.
- Nie, jestem głupią blondynką, która nie wie jak włożyć tą pukawkę, tam gdzie trzeba - powiedziałam z sarkazmem. Zrozumiał aluzję i wrócił.
Zatankowałam za stówkę, weszłam do budynku. Po drodze wzięłam dwie puszki coca-coli i trzy pomarańcze, dwie dla mnie i jedna dla Jack' a. Podeszłam do kasy.
- Hej blondynko, nie mogłaś trochę grzeczniej?- spytał dziwnie, jakby współczującym tonem.
- A ty mógłbyś nie chrzanić?- zapytałam znów nie za bardzo grzecznie.- Śpieszę się.
- Tak? A dokąd?- znów zapytał, przekrzywiając głowę, co mnie irytowało.
- Dobra masz - powiedziałam, podając mu sto pięćdziesiąt złotych. Sto za paliwo a pięćdziesiąt za resztę zakupów.- Paplasz jak najęty.
- Weź na koszt firmy - powiedział, odsuwając od siebie moją rękę.
- Czemu?- teraz ja zadałam mu pytanie, co sprawiło, że skrzyczałam się od środka.
- Przypominasz mi kogoś. Jak masz na imię? - uśmiechnął się do mnie, zadając kolejne pytanie.
- Lucy - powiedziałam zmieniając oczy w szparki, ale malując uśmiech.- A ty?
- Oliver - powiedział.
- Okej Oliver, to do zobaczenia.- Machnęłam ręką i wyszłam, kierując się w stronę motocykla.
- Hej!- krzyknął tylko na pożegnanie.
Wsiadłam na motor i już miałam jechać, ale jacyś motocykliści wjechali i zastawili mnie.
- Heej ślicznotko, szukasz przygód?- zapytał gruby facet z ciemnymi okularami. Miał brązowe loki, wąskie usta i zółte zęby.
- Nie z takim brzydalem - powiedziałam, odpalając motor i zakładając kask, na dodatek słysząc chichoty.
- Słuchaj mała, może się przejedziesz z mistrzem, za kółkiem? - puszczając moją uwagę mimo uszu, zadał nie pytanie, a raczej rozkaz. Zaśmiałam się gardłowo, ale donośnie.
- No chyba raczej nie - powiedziałam robiąc szyderczą minę, znów chichoty.
- Ostra, lubię takie - powiedział, schodząc z motocykla i ruszając w moją stronę.
- Łoo stary, ta sztuka jest moja - mówi inny z tyłu.
- Ej, chłopaki, tylko ja na nią zasługuję. Byłem pierwszy - usłyszałam kogoś z boku.
Poczułam się, jak kawałek mięsa wokoło wygłodzonych hien, nienawidzę, gdy ludzie traktują mnie jak zabawkę.
- O laska, ale masz branie - powiedział tak jakby znajomy głos, odwróciłam twarz i ujrzałam chłopaka o czarnych włosach i zielonych oczach, uśmiech rozjaśnił twarz chłopaka, zaśmiałam się cicho.
- Ta dziewczyna, nie należy do nikogo z was - powiedziałam, śmiejąc się z ich głupoty. Czasem zastanawiałam czy jestem warta jakichś walk.
- Kocica zajęta?- odezwał się brunet, który przykuł moją uwagę.- Och, to Bebech nieźle cię wypatroszy.
- Niech no ten 'Bebech' mnie tknie, choćby niechcący, a pożegna się z ręką i klejnotami - powiedziałam, śmiejąc się. W pewnym monecie usłyszałam gwizdy i coś w rodzaju 'uuu...'-ciągnącego się. Podszedł do mnie facet, wysportowany, tyle że z bruzdą na twarzy. Złapał mnie za szczupłe ramie, odwzajemniłam uścisk , uśmiechnęłam się, silnym ruchem nogi przewróciłam go na plecy, wykręciłam mu rękę i usłyszałam dźwięk złamanej kości, następnie krzyk gościa. Puściłam go, ściągnęłam kask z głowy, kładąc go na kierownicy, schyliłam się, obróciłam 'Bebecha' i z całej siły wdeptałam pomiędzy nogi. Krzyk był przeraźliwy, głośny. Odwróciłam się i spojrzałam po kolei po twarzach.
- Ktoś chce się jeszcze zabawić z blondi?- zapytałam, przechylając głowę w bok i uśmiechając się przebiegle.
- Ja -  powiedział brunet, podnosząc rękę ku górze. Nie chciałam nic złego mu zrobić, coś w nim było. Zwróciłam głowę w jego stronę. - Lucy - dokończył, reszta towarzyszy popatrzyła na niego, kolega obok poklepał go po ramieniu i po chwili zebrali się i odjechali.
- My się znamy?- zapytałam lekko, prawie niewidocznie schylając głowę w bok.
- Zack Tomson. - Zamurowało mnie totalnie, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam jak się ruszać. - Pamiętasz mnie?- zapytał niepewnym głosem.
- Niestety, tak - skłamałam, prawie że szeptem.
Zszedł szybko z motocykla, podszedł do mnie żwawym krokiem, ujął delikatnie rękami moją twarz.
- Przecież byłeś martwy, widziałam jak...- mój głos się załamał, po policzkach zaczęły mi lecieć łzy. Upokorzyłam się nimi. Czułam jakąś energię, bijącą od niego.
- Och, Lucy, codziennie budziłem się z myślą o tobie. Nie mogłem żyć z myślą, że nie żyjesz. Pamiętam twoją moc, twoje pocałunki... Pamiętam każdy szczegół, każde twoje uczucie, zawsze byłaś pełna życia. Uwielbiałem, jak kopałaś komuś zad, uważałem za słodki każdy szczegół twojego życia. Kiedy zaś powiedziano mi że nie żyjesz...Wtedy, gdy skopałaś tego gościa wiedziałem, że to ty, a kiedy zobaczyłem twoją twarz, te ciemne głębokie oczy, znamię na nadgarstku i bliznę na karku. - Z nawyku dotknęłam rany, on odsunął moją dłoń i opuszkami palców przejechał po bliźnie na moim karku i kontynuował.- Pamiętasz jak on ci to zrobił?- zapytał, ale ja tylko ruchem głowy dałam mu znać, że nie.
- Zack, ja nic nie pamiętam - wyjaśniłam, a on rozszerzył oczy i puścił moją twarz. W jego oczach wdziałam przerażenie, kręciły mu się łzy, zamrugał żeby je cofnąć.
- Nawet tego, jaki był pierwszy pocałunek?- zapytał, a ja powtórzyłam ruch głową. Złapał się za czarne włosy, zrobił obrót w około własnej osi.- Boże co oni ci zrobili! Zabiję ich! Zabiję!
- Kogo?- zapytałam.- Zack!- odwrócił się do mnie przodem.
- Tego też nie wiesz? Trois ...- Poczułam ból w piersi gdy wymówił tą nazwę.- Lucy!- podbiegł do mnie, ale za późno, byłam gdzieś zupełnie indziej.

Wszędzie było jasno, bardzo odróżniał się niebieski i złoty.
Z daleka widziałam jakąś postać, zbliżyłam się i zakryłam twarz z zachwytu.
Była piękna, złote oczy i włosy, skryte pod niebieskim kapturem, skórę miała niebieską, przejrzystą jak może, błękitną jak czyste niebo w letnie popołudnie, ubrana w zwiewną jasno-niebieską suknię ze złotymi falbanami i przepasanym srebrnym pasem, ręce chude jak patyczki, lecz nogi miała skryte pod długą złotą falbaną. Emanowała ogromną siłą, jej aura była spokojna, lecz niebezpieczna, dobra, lecz nieuległa, spontaniczna. Przypominała...mnie.
- Czym jesteś?- zapytałam pięknej istoty.
- Tobą - odpowiedziała idealnym głosem.- Już czas. Wrócą wszystkie tamte wspomnienia.
Oddalała się, ale nie chciałam by odchodziła.
- Czekaj!- krzyknęłam ale mój głos ugiął się.
- Zobaczymy się jeszcze.- powiedziała w mojej głowie.

Znalazłam się w blasku reflektorów, trzymana w objęciach przez Zack' a. W pewnym momencie wszystko powróciło, każde wspomnienie, każda drobnostka, każde uczucie.
Zamknęłam oczy i zbliżyłam się do niego na niebezpieczną odległość, pocałowałam go.
Pocałunek był długi, powolny i namiętny. Oderwaliśmy się od siebie.
- Pamiętam - powiedziałam zadowolona z siebie.
- Naprawdę?- zapytał by się upewnić i jego twarz rozjaśniła się.
- Fontannę w Paryżu, no i moich kumpli. Czemu nie wróciłeś?- zapytałam Zack' a, patrzącego intensywnie w moje oczy.
- Nie wróciłem, bo nie mogłem żyć w miejscu, gdzie nie ma ciebie. A właśnie tam widziałem twój uśmiech - powiedział, podnosząc się i podając mi rękę.
Chwyciłam jego dłoń i pomógł mi wstać.
- Co robiłeś gdy mnie nie było?- spytałam smutnym i wypranym z emocji głosem. Chwycił mnie w talii, ale nie patrzył mi w oczy.
- Z kimś przyjechałaś?- pyta, nie odpowiadając na moje pytanie.
- Z Jack' iem. Zack, odpowiesz mi?- ponownie spróbowałam, lecz nawet gdy spojrzałam mu w oczy nie raczył odpowiedzieć.- Zack!- wściekłam się, bo nic nie mówił. - Jak chcesz, ja jadę do motelu, jest niedaleko.
- Lucy, nie chciałem...
- Tak, tak, znam tę gadkę 'nie chciałem, ale nie chcę cię zranić'. Który to już raz?- zapytałam, stanęłam przed nim i chwilę później odpaliłam motocykl, włączyłam silnik i ruszyłam do motelu.

Długo nie trwał powrót, ale gdy przyjechałam Jack na mnie czekał przed drzwiami.
- Długo cię nie było. Co się stało?- zapytał, oparty o framugę drzwi, trzymając ręce złożone na piersi.
- Poznałam Zack' a - powiedziałam beznamiętnym głosem.
- Chcesz mieć oddzielny pokój?- spytał, choć w jego głosie nie wyczułam smutku, ani żadnych innych emocji.
- No jasne! I jeszcze się pytasz? Rano pogadamy - powiedziałam i ruszyłam do drzwi.
_______________________________________________

Moi drodzy cieszę się, że mnie odwiedzacie.
Następny pościk w piątek, muszę trochę pomyśleć.
Czeka was szok, przynajmniej taką mam nadzieję...
...Mła ha ha ha ha ha ha...   ...hue hue hue hue
Kocham was.
Buśka :*
Wasza Az

5 komentarzy:

  1. Nienawidzę, nie „nie nawidzę”. „Niebo w lenie popołudnie” powinno być letnie. :)
    A tak ogólnie to: Zaaaaack!! Wreszcie. :D
    Kurczę, wow…
    Ej, szok w piątek, a mnie nie będzie? :c Ja to mam pecha…
    Już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich bardzo przepraszam za błędy.
      Nie przejmuj się, napiszesz później komentarz.
      Rozdziały czekają na każdego, nie uciekną XD
      Buźka :* Az

      Usuń
  2. Rety, strasznie przepraszam, że tak późno komentuję, ale nie wiedziałam, że są już rozdziały ://
    A to dlatego, że usunęłam Life is like a Dream xD I w ogóle nie patrzyłam, co nowego w Skrzynce SPAM ;(
    Ale nadrobiłam zaległe dwa rozdziały ^__^ i coś czuję, że Lucy i Zack... Się już kiedyś potkali xD I że to nie byli zwykli znajomi ;P
    Ale to tylko takie moje domysły ;)
    A więc zacznę może lepiej pisać dla odmiany ogarnięty komentarz ;**
    Czy...czy ja dobrze widzę?! 221 MILIONÓW KILOMETRÓW?!?!?!?!?!?? O____O w.... 4 GODZINY?!?!?!?
    Chyba chodziło Ci o 221 km po prostu ;) Bo...wiesz, że ona musiałaby okrążyć cały równik dobra kilkaset tysięcy razy? 221 mln km to stąd do galaktyki xD I z Waszyngtonu do Kalifornii z pewnością nie ma takiej odległości ;D
    Kurcze...strasznie szybki ten motor :D :D No, mam nadzieję, że to zwykła pomyłka :** Dwa: z taką prędkością spłonęliby chyba xD
    I pisze się "może" i "ręką" ;p
    ZACK!!!! :D :D :D :D Ale zdziwienie O.o ;33
    Normalnie nie spodziewałam się ;o
    Ohhh....już się boję tego szoku *U* :))
    Czekam na NN :)
    Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak słońce od razu przepraszam ciebie tak że za błędy.
      Nie przejmuj się, że tak późno ja jestem cierpliwa.
      Tak, może troszkę źle poprowadziłam te posty, kurczę boję się, że mnie ludzie znienawidzą przez ten rozdział :/
      A za te miliony też sorki, ale w Googlach jak sprawdzałam były miliony i była podana godzina trwania trasy.
      Ale to nic ;D
      A szok postaram się zrobić szokowy, tak że byście z krzeseł pospadali, powtarzam 'POSTARAM SIĘ'.
      Kocham cię słońce i :(, że usunęłaś.
      Buźka :*
      Twoja Az

      Usuń
  3. Wreszcie Zack! Wiiiiiiiii :D
    Jaki on kochany... Tyle musiał przejechać - z Paryża aż do Kaliforni O.O Ło matko. On naprawdę kocha...

    Matko, matko... Ten rozdział jest genialny. No, oprócz tych błędów, co to ci tutaj koleżanki wypomniały a tak po za tym WOW. Szanuję twoją wenę, ale niech bierze nogi za pas i już do ciebie leci. Hue hue. Kocham Lucy i Zack' a. <3

    Buziaczki :****

    OdpowiedzUsuń