"Rany powierzchowne, to dopiero początek"
- Cholera!- krzyknęłam, gdy ciężarówka zmierzająca w naszą stronę przewracając się i tocząc, miażdżyła wszystko na swojej drodze.
- Schyl się!- odkrzyknął James, przyciskając moją czaszkę, skrytą pod kaskiem, w dół.
- Po co?- zapytałam, próbując mu się wyrwać.
- Nie dyskutuj, choć raz zrób to o co proszę!- krzyknął, wkurzony moim ciągłym protestem, wcisnął gaz i ruszył w stronę ciężarówki.
Wiedziałam co chce zrobić, to było szalone! Pamiętacie jak w filmach, np: Szybcy i wściekli, jechali na pełnym gazie w stronę lecącego na nich pojazdu, zamierzał to zrobić. Teraz.
Jechaliśmy chyba ponad sto na godzinę, w prostej linij, na ogromną ciężarówkę z kłodami drewna.
Chwila, co by się stało, gdyby...
W pewnej chwili, ciężarówka przeleciała z 5cm nad naszymi głowami, omal nie ocierając o tył koła, co wyprowadziłoby motocykl z równowagi i trafilibyśmy na ostry dyżur po niezłym wypadku.
Jack momentalnie zahamował, gdy byliśmy w odpowiedniej odległości.
Zeskoczył z siedziska i rzucił kask na ziemię, trzęsącymi się rękoma. Ja przypatrywałam się temu, bez żadnego wyrazu twarzy, powoli i ostrożnie zdejmując czarny i zniszczony o ziarenek piasku kask.
Chłopak był czerwony, ręce mu się trzęsły, nogi miał jak z waty, a oczy...oczy miał przerażone, pełne grozy, a z jego suchych i wyrażający grymas strachu ustach, wydobył się najpierw krzyk, a później słowa.
- Jak...co to...niee...to mi się...ale ty, też...cholera jasna, jak?!- krzyczał bez opamiętania, nic a nic nie rozumiał z tego co zobaczył i przeżył, ja z resztą też.
- Jedźmy dalej.- powiedziałam wypranym z emocji głosem, nie patrzyłam na niego, biegałam wzrokiem po jezdni i dalekich górach piasku.
- Dalej? Dalej?! Czy ty tego nie widziałaś. A jak pojedziemy i...to coś nas dopadnie, zabije!- odkrzyknął znów, machając rękami tak energicznie, że żaden owad nawet by nie pomyślał, żeby podlecieć.
- Widziałam, ale co? Wolisz poczekać? Na co? Na śmierć? Na cud? Co ci to da, a jeżeli to nas tu dopadnie?- zaczęłam strzelać pytaniami, chciałam żeby pojął co mówi, żeby zrozumiał sens jaki chciałam mu przekazać.
- Masz rację.- powiedział, biorąc kilka długich oddechów i próbując opanować strach i trzęsące się ręce.
Powoli, wziął do ręki, leżący na ziemi kask. Wsiadł przede mną, włożył czarny i podrapany hełm.
- Dasz radę kierować?- zapytałam, a on tylko skinął głową.
Nacisnął gaz, a po chwili zahamował.
- Nie.- powiedział odwracając się do mnie, normalnie w takim momencie, zażartowałabym sobie z niego, albo rzuciła jakąś obelgę, ale darowałam sobie, bo moje nerwy były już dość naderwane. Zeszłam z motocykla, założyłam kask, usiadłam z przodu, złapałam za kierownicę.
- O jak przyjemnie.- powiedziałam, a na ustach pojawił mi się szeroki uśmiech, szczery uśmiech. Po chwili poczułam ucisk na biodrach.- Nie, nie to.- Nacisnęłam na pedał i usłyszałam ryk, cudowna pieśń dla uszu.- To.
***
Już od jakiegoś czasu jechałam razem z Jack' iem, nic nie mówiąc, tylko spoglądając na siebie przez wsteczne lusterko. Większą uwagę poświęcając na pojazdy i dziwne zjawiska pogodowe niż na drogę.
Nic takiego nie zauważyłam, oprócz mijających nas dwóch samochodów i dziwnej literze na niebie, "5"utworzoną przez chmury, którą pewnie sobie wymyśliłam.
Nic takiego nie zauważyłam, oprócz mijających nas dwóch samochodów i dziwnej literze na niebie, "5"utworzoną przez chmury, którą pewnie sobie wymyśliłam.
- Zatrzymajmy się gdzieś na postoju.- zaproponował mój pasażer, rozwiewając moje myśli.
Z jednej strony było to mądre rozwiązanie, a z drugiej, nie. Dobre ponieważ byliśmy zmęczeni, wręcz wyczerpani. A złe ponieważ zmarnowalibyśmy czas na odpoczynek.
Na poboczu znaleźliśmy mały motel, nie do końca podobał mi się pomysł z postojem, ale ostatecznie się zgodziłam.
Cegły stare zbledłe od ciągłego słońca, a szyby okurzone i miejscami podziurawione, drzwi, to była masakra, farba odpadałam płatami od starego i podrapanego drewna, a framugi, nieszczelne i stare, przepuszczały wiatr, wygwizdując melodie i grając.
Gdy do nich podeszłam, aż bałam się dotknąć klamki i przekonać co na niej się znajduje.
- Jack, jesteś dżentelmenem nie?- spytałam oglądając się za siebie, szukając w pół ciemności znajomą twarz, stał tuż obok.
- Nie.- powiedział, gasząc najmniejsze nadzieje, że to prawda. Złapałam za starą zniszczoną klamkę, która natychmiast łamie się pod naciskiem mojej dłoni. Szybko cofnęłam rękę, unosząc obie w obronnym geście i dając do zrozumienia 'To nie ja'.
Po drugiej stronie usłyszałam łańcuch przekleństw i użaleń. Mocnym szarpnięciem otworzyła nam kobieta.
Stara i zeszpecona latami. Twarz była podobna do pogniecionej kartki, każda rysa była widoczna, bruzdy buły prawie skryte pod zwisającymi ze starości policzkami, ręce układające się na drzwiach, były zniszczone latami brudnej pracy, ale oczy, oczy były inne, młode i pełne życia, błękit oplatał je i topił...
...Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, kobieta odezwała się ochrypłym głosem:
- Och, Danielu mamy klientów!- krzyknęła, chrząkając co chwilę.- przepraszamy za tą klamkę, stara w końcu musiała się zużyć.- tłumaczyła się.i wpuściła nas do środka.
- Idź kobieto ja ich obsłużę.- powiedział mężczyzna stając koło zniszczonego biurka, który kiedyś pewnie służył do stojącego w rogu zwiniętego komputera.
Chłopczyna, nie różnił się od kobiety prawie niczym, oprócz tego, że nie zwisała mu skóra lecz nos był wykrzywiony a oczy szare bez kolorów, wskazywały radość, widząc tak młodych klientów.
Motel nie był wykwintny, ale dało się przeżyć. Cukierkowe kolory zasłon obrusów i foteli, zachęcały do jedzenia przy nich, a żyrandole z miedzi, oświetlały małymi promieniami, co dawało półmrok pomieszczeniu, ściany pomalowane na miętowy kolor, przypominały coś na wzór biblioteki.
Podeszłam do kasy razem z Jack' iem.
- Poprosimy dwa pokoje.- powiedziałam kładąc na drewnie banknot, o wartości stu złotych- Reszt nie trzeba.- dopytałam jeszcze- Są jakieś automaty z napojami?
- Tak na piętrze są trzy, Petunia oprowadzi państwa po motelu.- wytłumaczył 'Daniel', otwierając szeroko oczy ze zdumienia i podając nam klucze.- Miłego wieczoru.
- Dziękujemy.- odpowiedzieliśmy równo i popatrzyliśmy na siebie.
'Petunia' pokazała nam nasze pokoje, w których o dziwo mieściło się łóżko i łazienka z prysznicem. Pokazała nam automaty z piciem i przekąskami.
Gdy wróciliśmy do swoich pokoi, od razu rozebrałam się i chwyciłam za czysty, biały ręcznik złożony na łóżku. Lecz zanim weszłam do łazienki, usłyszałam pukanie. Okryłam się tkaniną i podeszłam do drzwi by przekręcić zamek. Wyłonił się z nich Jack.
- Przepraszam nie...- Cofnął się do framugi, gdy zobaczył mnie okrytą ręcznikiem.
- Nie przejmuj się wchodź.- powiedziałam zachęcając go ręką.- Usiądź ja tylko się ochlapie i pogadamy.
- Wierz, ja tylko chciałem pogadać o powrocie i tyle.- zaczął się tłumaczyć, gdy odeszłam od drzwi i kierowałam się do łazienki.
- Nienawidzę tego.- powiedziałam, nie zatrzymując się, wchodząc do czystego chłodnego pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Czyli czego?- pytał zdezorientowany.
- Jak ktoś się przy mnie tłumaczy.- wyjaśniłam, rzucając ręcznik na ziemię i wchodząc do kabiny. O dziwo się nie sprzeciwił, więc włączyłam prysznic.
Ciepłe strugi spływały po moim ciele, dając mi spokój i zmywając wszystkie złe emocje, oraz brud. Kurz, piach i pot spływały po mnie zamieniając wodę w istne bagno, aż sama się zdziwiłam. Gdy skończyłam, wyszłam z kabiny, stanęłam i obserwowałam jak dłonie i wszystko inne paruje. Czyżby temperatura spadła? Z włosów leciały mi kropelka po kropelce na podłogę. Chwyciłam się ramionami, przebiegłam oczami po łazience i cofnęłam się, prawie że upadając. Poślizgnęłam się na wodzie, która skapywała z mokrych włosów, zamarzła, w kilka sekund.
Podeszłam do lustra, starłam z niego śnieg i popatrzyłam na swoje oszroniałe włosy i zsiniałe usta.
Coś jest nie tak, pomyślałam. Czuje to, bo ponownie włoski stanęły mi dęba na karku, a po plecach przeleciał bolesny dreszcz.
Ubrałam się najszybciej jak mogłam, zakładając dżinsowe rurki i szarą bluzkę z rękawami 3/4 i szerokim dekoltem.
Najszybciej jak mogłam wyszłam z łazienki i prawie że wpadłam na...Olivera? To ten sam gość u którego tankowałam.
- Oliver, co ty tu...?- nie dokończyła gdy za jego plecami zobaczyłam leżącego a ziemi Jack' a. Wymierzyłam cios, lecz zanim go trafiłam poczułam gorąco.- Ifrit.- szepnęłam.
- Brawo, a teraz gadaj co mu zrobiłaś i gdzie jest.- złapał mnie za gardło i przygwoździł do ściany, tak bym nogami nie dosięgała podłoża, nie miałam nic przy sobie, oprócz noża przy kostce.
- Kto?- zapytałam przez zaciśnięte gardło.
- Nie chrzań, że nie wierz, Zack.- powiedział, plując mi w twarz - widziałem was ostatnio, ale kiedy zniknął, wiedziałem, że coś jest nie tak.
- I d ź d o d i a b ł a.- przeliterowałam mu dokładnie, tak samo jak on plując.
- Suka!- krzyknął i uderzył mną o ścianę, co dało mi chwilę i wystarczyła. Chwyciłam nuż i wbiłam w czubek głowy, zachwiał się i puścił.
Mój upadek był bolesny, gdyż upadłam na klatkę piersiową. Szybko wstałam nie przejmując się bólem, co było trudne i podbiegłam do Jack' a. Sprawdziłam puls. Nie żyje.
Usiadłam na ziemi, opierając głowę o łóżko i waląc rękami w głowę.
Czemu chodziło mu o Zack' a? Co od niego chciał?
Zaczęłam łkać, Jack był niezłym dzieciakiem, miał przed sobą długie życie, a ten dupek mu je skrócił. Kiedyś gdy byłam potężnym dżinem, mogłam leczyć, byłam w tym świetna, ale zostałam wygnana przez głupie słowy sprzeciwu, które zawsze wszystko niszczy, czyli "Nie".
- Lucy?!- no pięknie, przyszła zguba.
- Spieprzaj idioto!- krzyknęłam ukrywając przerażenie i smutek, co nie wychodziło zbyt dobrze. Chłopak wbiegł na schody i w kilka sekund, znalazł się w drzwiach.
- Co...?
- Twój koleżka przyszedł z odwiedzinami, przy okazji zabił Jack' a.- powiedziałam,wyprzedzając go z pytaniem, wstając i pokazując oblaną łzami twarz.- Teraz wierz dlaczego nie możemy być razem i nie tylko z tych powodów.- powiedziałam ciszej i spuściłam głowę, na ręce miałam krew ifrita.
- On...on nie umarł Lucy, Oliver zatrzymał tylko bicie jego serca. Żyje.- powiedział zakłopotany, spojrzałam na niego z byka i napięłam wszystkie mięśnie.
- To na co jeszcze czekasz? Obudź go!- krzyknęłam, nie ruszając się.
I w tedy w tym momencie, mój przyjaciel, złapał powietrze, momentalnie podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać.
- Wszystko, Ok?- zapytałam go ostrożnie schylając się by widzieć wyra jego twarzy, przerażenie wzięło górę, ale potem je skrył. Kątem oka zamarzyłam jak, Zack wyciąga sztylet z głowy Olivera, a ten wstaje jak poparzony.
- Ty...ty suko!- krzyknął zdegustowany Oliver i rzucił się na mnie, upadliśmy i przeturlaliśmy się.
- Ej!- zaczepił Zack.- Zostaw ją!
- Zwariowałeś, przywaliła mi nożem w głowę.- powiedział- mówiłem ci, że wygnańcy zabiją cię bez wahania, ale ona przesadziła, wyrznę jej łeb i postawie na kominku.
Przywaliłam mu obcasem w brzuch i odepchnęłam.
- Och, coś ci się nie udało.- powiedziałam prostując się, od wrzasnął i znów ruszył w moją stronę, ominęłam jego cios i wpadł na łóżko.- zapomniałeś, że wygnańcy nie tracą pewnych sił.- podbiegłam do niego w mgnieniu oka i przygwoździłam, go tak samo jak on mnie do ściany i spytałam- I co fajnie się tak wisi?- uśmiechnęłam się i poczułam na ramieniu dłoń Zack' a- Nie dotykaj mnie.- powiedziałam, puściłam Olivera, który osunął się, a złapałam Zack' a wykręcając mu rękę do tyłu.
- Ja nie będę z tobą walczył.- powiedział spokojnie, pozwalając się zniewolić.
Z pewnej strony było to miłe i chciałam wsiąść go w ramiona, a z drugiej nie mogłam ufać ani jemu, ani innemu z ifritów, wybór był jasny lecz ciężki. Ale podjęłam donośny i ostrzegawczy głos, zamiast tego płaczliwego:
- Za to ja się nie zawaham.
Na poboczu znaleźliśmy mały motel, nie do końca podobał mi się pomysł z postojem, ale ostatecznie się zgodziłam.
Cegły stare zbledłe od ciągłego słońca, a szyby okurzone i miejscami podziurawione, drzwi, to była masakra, farba odpadałam płatami od starego i podrapanego drewna, a framugi, nieszczelne i stare, przepuszczały wiatr, wygwizdując melodie i grając.
Gdy do nich podeszłam, aż bałam się dotknąć klamki i przekonać co na niej się znajduje.
- Jack, jesteś dżentelmenem nie?- spytałam oglądając się za siebie, szukając w pół ciemności znajomą twarz, stał tuż obok.
- Nie.- powiedział, gasząc najmniejsze nadzieje, że to prawda. Złapałam za starą zniszczoną klamkę, która natychmiast łamie się pod naciskiem mojej dłoni. Szybko cofnęłam rękę, unosząc obie w obronnym geście i dając do zrozumienia 'To nie ja'.
Po drugiej stronie usłyszałam łańcuch przekleństw i użaleń. Mocnym szarpnięciem otworzyła nam kobieta.
Stara i zeszpecona latami. Twarz była podobna do pogniecionej kartki, każda rysa była widoczna, bruzdy buły prawie skryte pod zwisającymi ze starości policzkami, ręce układające się na drzwiach, były zniszczone latami brudnej pracy, ale oczy, oczy były inne, młode i pełne życia, błękit oplatał je i topił...
...Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, kobieta odezwała się ochrypłym głosem:
- Och, Danielu mamy klientów!- krzyknęła, chrząkając co chwilę.- przepraszamy za tą klamkę, stara w końcu musiała się zużyć.- tłumaczyła się.i wpuściła nas do środka.
- Idź kobieto ja ich obsłużę.- powiedział mężczyzna stając koło zniszczonego biurka, który kiedyś pewnie służył do stojącego w rogu zwiniętego komputera.
Chłopczyna, nie różnił się od kobiety prawie niczym, oprócz tego, że nie zwisała mu skóra lecz nos był wykrzywiony a oczy szare bez kolorów, wskazywały radość, widząc tak młodych klientów.
Motel nie był wykwintny, ale dało się przeżyć. Cukierkowe kolory zasłon obrusów i foteli, zachęcały do jedzenia przy nich, a żyrandole z miedzi, oświetlały małymi promieniami, co dawało półmrok pomieszczeniu, ściany pomalowane na miętowy kolor, przypominały coś na wzór biblioteki.
Podeszłam do kasy razem z Jack' iem.
- Poprosimy dwa pokoje.- powiedziałam kładąc na drewnie banknot, o wartości stu złotych- Reszt nie trzeba.- dopytałam jeszcze- Są jakieś automaty z napojami?
- Tak na piętrze są trzy, Petunia oprowadzi państwa po motelu.- wytłumaczył 'Daniel', otwierając szeroko oczy ze zdumienia i podając nam klucze.- Miłego wieczoru.
- Dziękujemy.- odpowiedzieliśmy równo i popatrzyliśmy na siebie.
'Petunia' pokazała nam nasze pokoje, w których o dziwo mieściło się łóżko i łazienka z prysznicem. Pokazała nam automaty z piciem i przekąskami.
Gdy wróciliśmy do swoich pokoi, od razu rozebrałam się i chwyciłam za czysty, biały ręcznik złożony na łóżku. Lecz zanim weszłam do łazienki, usłyszałam pukanie. Okryłam się tkaniną i podeszłam do drzwi by przekręcić zamek. Wyłonił się z nich Jack.
- Przepraszam nie...- Cofnął się do framugi, gdy zobaczył mnie okrytą ręcznikiem.
- Nie przejmuj się wchodź.- powiedziałam zachęcając go ręką.- Usiądź ja tylko się ochlapie i pogadamy.
- Wierz, ja tylko chciałem pogadać o powrocie i tyle.- zaczął się tłumaczyć, gdy odeszłam od drzwi i kierowałam się do łazienki.
- Nienawidzę tego.- powiedziałam, nie zatrzymując się, wchodząc do czystego chłodnego pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Czyli czego?- pytał zdezorientowany.
- Jak ktoś się przy mnie tłumaczy.- wyjaśniłam, rzucając ręcznik na ziemię i wchodząc do kabiny. O dziwo się nie sprzeciwił, więc włączyłam prysznic.
Ciepłe strugi spływały po moim ciele, dając mi spokój i zmywając wszystkie złe emocje, oraz brud. Kurz, piach i pot spływały po mnie zamieniając wodę w istne bagno, aż sama się zdziwiłam. Gdy skończyłam, wyszłam z kabiny, stanęłam i obserwowałam jak dłonie i wszystko inne paruje. Czyżby temperatura spadła? Z włosów leciały mi kropelka po kropelce na podłogę. Chwyciłam się ramionami, przebiegłam oczami po łazience i cofnęłam się, prawie że upadając. Poślizgnęłam się na wodzie, która skapywała z mokrych włosów, zamarzła, w kilka sekund.
Podeszłam do lustra, starłam z niego śnieg i popatrzyłam na swoje oszroniałe włosy i zsiniałe usta.
Coś jest nie tak, pomyślałam. Czuje to, bo ponownie włoski stanęły mi dęba na karku, a po plecach przeleciał bolesny dreszcz.
Ubrałam się najszybciej jak mogłam, zakładając dżinsowe rurki i szarą bluzkę z rękawami 3/4 i szerokim dekoltem.
Najszybciej jak mogłam wyszłam z łazienki i prawie że wpadłam na...Olivera? To ten sam gość u którego tankowałam.
- Oliver, co ty tu...?- nie dokończyła gdy za jego plecami zobaczyłam leżącego a ziemi Jack' a. Wymierzyłam cios, lecz zanim go trafiłam poczułam gorąco.- Ifrit.- szepnęłam.
- Brawo, a teraz gadaj co mu zrobiłaś i gdzie jest.- złapał mnie za gardło i przygwoździł do ściany, tak bym nogami nie dosięgała podłoża, nie miałam nic przy sobie, oprócz noża przy kostce.
- Kto?- zapytałam przez zaciśnięte gardło.
- Nie chrzań, że nie wierz, Zack.- powiedział, plując mi w twarz - widziałem was ostatnio, ale kiedy zniknął, wiedziałem, że coś jest nie tak.
- I d ź d o d i a b ł a.- przeliterowałam mu dokładnie, tak samo jak on plując.
- Suka!- krzyknął i uderzył mną o ścianę, co dało mi chwilę i wystarczyła. Chwyciłam nuż i wbiłam w czubek głowy, zachwiał się i puścił.
Mój upadek był bolesny, gdyż upadłam na klatkę piersiową. Szybko wstałam nie przejmując się bólem, co było trudne i podbiegłam do Jack' a. Sprawdziłam puls. Nie żyje.
Usiadłam na ziemi, opierając głowę o łóżko i waląc rękami w głowę.
Czemu chodziło mu o Zack' a? Co od niego chciał?
Zaczęłam łkać, Jack był niezłym dzieciakiem, miał przed sobą długie życie, a ten dupek mu je skrócił. Kiedyś gdy byłam potężnym dżinem, mogłam leczyć, byłam w tym świetna, ale zostałam wygnana przez głupie słowy sprzeciwu, które zawsze wszystko niszczy, czyli "Nie".
- Lucy?!- no pięknie, przyszła zguba.
- Spieprzaj idioto!- krzyknęłam ukrywając przerażenie i smutek, co nie wychodziło zbyt dobrze. Chłopak wbiegł na schody i w kilka sekund, znalazł się w drzwiach.
- Co...?
- Twój koleżka przyszedł z odwiedzinami, przy okazji zabił Jack' a.- powiedziałam,wyprzedzając go z pytaniem, wstając i pokazując oblaną łzami twarz.- Teraz wierz dlaczego nie możemy być razem i nie tylko z tych powodów.- powiedziałam ciszej i spuściłam głowę, na ręce miałam krew ifrita.
- On...on nie umarł Lucy, Oliver zatrzymał tylko bicie jego serca. Żyje.- powiedział zakłopotany, spojrzałam na niego z byka i napięłam wszystkie mięśnie.
- To na co jeszcze czekasz? Obudź go!- krzyknęłam, nie ruszając się.
I w tedy w tym momencie, mój przyjaciel, złapał powietrze, momentalnie podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać.
- Wszystko, Ok?- zapytałam go ostrożnie schylając się by widzieć wyra jego twarzy, przerażenie wzięło górę, ale potem je skrył. Kątem oka zamarzyłam jak, Zack wyciąga sztylet z głowy Olivera, a ten wstaje jak poparzony.
- Ty...ty suko!- krzyknął zdegustowany Oliver i rzucił się na mnie, upadliśmy i przeturlaliśmy się.
- Ej!- zaczepił Zack.- Zostaw ją!
- Zwariowałeś, przywaliła mi nożem w głowę.- powiedział- mówiłem ci, że wygnańcy zabiją cię bez wahania, ale ona przesadziła, wyrznę jej łeb i postawie na kominku.
Przywaliłam mu obcasem w brzuch i odepchnęłam.
- Och, coś ci się nie udało.- powiedziałam prostując się, od wrzasnął i znów ruszył w moją stronę, ominęłam jego cios i wpadł na łóżko.- zapomniałeś, że wygnańcy nie tracą pewnych sił.- podbiegłam do niego w mgnieniu oka i przygwoździłam, go tak samo jak on mnie do ściany i spytałam- I co fajnie się tak wisi?- uśmiechnęłam się i poczułam na ramieniu dłoń Zack' a- Nie dotykaj mnie.- powiedziałam, puściłam Olivera, który osunął się, a złapałam Zack' a wykręcając mu rękę do tyłu.
- Ja nie będę z tobą walczył.- powiedział spokojnie, pozwalając się zniewolić.
Z pewnej strony było to miłe i chciałam wsiąść go w ramiona, a z drugiej nie mogłam ufać ani jemu, ani innemu z ifritów, wybór był jasny lecz ciężki. Ale podjęłam donośny i ostrzegawczy głos, zamiast tego płaczliwego:
- Za to ja się nie zawaham.
________________________________________
Kochani, wybaczcie, że nie napisałam posta, ale
byłam zajęta.
Czytajcie i komentujcie.
N. rozdział w poniedziałek.
Kocham was
Az :**
Uhhh....ale akcja na początku *u* Ja już bym dawno zrobiła w gacie tak coś czuję xd
OdpowiedzUsuńJA TEŻ CHCĘ MOOOTOOOR >.< JUŻ.
Ale tak w ogóle, to dzisiaj mam trzecią lekcję jazdy samochodem ^.^ I nawet jak ruszam, to prawie nigdy nie gaśnie silnik! :D :D :D
Pomijając, że instruktorowi (czyt. moja mama) zbiera się na wymioty xD
Haha! Akcja przy klamce wymiata XD Chodzą legendy, że kobiety wpuszczało się przodem, tylko dlatego, aby sprawdzić, czy w jaskini jest niedźwiedź xd
Ufff, dobrze, że Jack żyje ^__^ No dobra, napiszę, żebyś wiedziała ;P "nóż" i "wiesz" :))
Czekam na nn :**
Olie ;33
Właściwie to ja już jeździłam z kuzynem na motorze i stąd właśnie ten pojazd XD.
UsuńWg fajnie że się uczysz, z mamą. Moja to mnie chyba nie puści do 20 roku życia :D, chociaż nie wie nic o motorze to staram się ją zapewniać że nic mi się nie stanie. XD
OK. nn w pon.
:** Az
Dobry rozdział, jak zawsze trzyma w napięciu. Strasznie mnie nurtuje co chce ten Zack :D A Lucy jest strasznie odważną i silną kobietą.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie na nowy rozdział! :)
http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/
Supeeer!!!!! :D
OdpowiedzUsuńDużo akcji i adrenaliny. To właśnie najważniejsza zaleta twojej opowieści :D
Całuski.