czwartek, 8 sierpnia 2013

10&. Prześladowca.


"I nie opuszczę cię, aż do śmierci"

- Lucy, ty musisz zrozumieć, ja cię kocham, nigdy bym cię nie zranił.- próbował mnie przekonać Zack, gdy ja szybko i energicznie zbierałam swoje rzeczy z łazienki. Ogarnęłam tak że potłuczone i zepsute przedmioty, zniszczone przez naszą walkę.
On nadal myśli, że mu ufam? Łudzi się, że mu wybaczę? Nie traci nadziei?- spytałam sama siebie, chciałam mu je zadać, lecz do pokoju wkroczył Oliver, z komunikatem:
- Zadzwoniłem do Luck' iego, powiedział że za chwile będzie na miejscu i że się nią zajmie.- jego oczy wskazywały na powagę, usta przykrywał uśmieszek pogardy, a rozluźnione mięśnie na to, że nie da mi wyjść.
- Co?! Mówiłem, żebyś nie dzwonił.- wściekł się mój były.- Lucy, przepraszam cię. Wydostaniesz się, coś wymyślę.- powiedział, prędzej do siebie niż do mnie, złapał się jedną dłonią za skronie, a drugą na biodro, przystając.
- Poradzę sobie.- wypowiedziałam te słowa z trudnością, gdyż wcześniej, nie zdawałam sobie sprawy, jak mocno Oliver złapał mnie za gardło, najprawdopodobniej uszkadzając struny głosowe.
- Zack, to wygnaniec, już dawno powinien zginąć.- przerwał, po chwili ciszy chłopak, wyprostował się, wyciągał sztylet z pasa i dodał:- Jeśli ty jej nie zabijesz, to ja to zrobię.- nie zdążył nawet drgnąć po tych słowach, gdyż został zatrzymany, zręcznym chwytem przez Zack' a.
- Przestań!- krzyknęłam, rzucając białą wazą o podłogę i pochłaniając ich obu spojrzeniem.- Zack, Oliver, dajcie mi święty spokój!- byłam naprawdę wściekła, dlatego zdziwiłam się, że jeszcze, nie skoczyłam na nich. Miałam ich dosyć, dosłownie.
Oboje z przerażeniem, a jednocześnie zdziwieniem spojrzeli na mnie.
- Jesteśmy zupełnie z dwóch innych światów. Wy z wygnanych, przeklętych. A ja z wybranych i boskich.- Najwięcej to miało tyczyć się Zack' a.- Jeżeli staniecie mi na drodze, to zginiecie. Ale jeżeli Wielki, zdecyduje to możecie wrócić.
- Halo, jesteś wygnana, nie jesteś boska, już nie.- powiedział próbując się wyrwać.
- Chciałeś powiedzieć 'jeszcze nie jesteś'.-uśmiechnęłam się.- Czuję jak wracają do mnie siły.- skłamałam, ale podziałało, Oliver zadziwiony zastanawiał się nad czymś, a Zack spojrzał na mnie smutno.
- Już za późno nie wyjdziesz, drzwi są zastawione przez ifrity.- powiedział szatyn wchodzący do pokoju hotelowego, dzierżącego sztylet w ręku.
Wyglądał na trzydziestkę. Włosy krótko ścięte, ubrany w szare spodnie i czarny podkoszulek, nie miałam czasu się dokładnie mu przyglądać. Przygotowałam się do uniku i spojrzałam złowrogo na przybysza.
- Nie, Luck, nie zrób jej krzywdy.- krzyknął Zack, jego mina przerażona, jednak chłopak zignorował go i pobiegł w moją stronę, padły trzy ciosy nożem. Pierwszy nietrafny, drugim trafił w lewy bok, a trzeci znów pudło. Poczułam przeszywający ból i kurcz mięśni. Luck z wymachem kopnął mnie jeszcze w szczękę i odskoczyłam w tył, próba wstania nic nie dała, spowodowała tylko dodatkowy ból, co w tym monecie było najmniej pożądane.
- Zabijałem już takich jak ty, jestem dość wyszkolony.- wyjaśnił, przyklękując przy mnie. Błąd. Zachichotałam, co go zirytowało.- Z czego tak rżysz?- zapytał, uderzając mnie w plecy.
- Błąd, błąd, błąd...- powtarzałam, aż w końcu zebrałam siły, czubkiem głowy uderzyłam go w nos, a gdy podniósł się od bólu, przykładając dłonie do twarzy, przewróciłam go kopniakiem w nogi.
Wstałam, niepospiesznie, złapałam za torby i wyskoczyłam przez okno.
Gdy to robiłam, ani razu nie spojrzałam w stronę Zack' a.
Na dole nie było, aż tak ciężko, gdyż Jack już na mnie czekał. Odpaliliśmy motocykl i niepostrzeżeni wymknęliśmy się na drogę.

***
Jechaliśmy przez dłuższy czas.
Nie mówiłam nic Jack' owi. Nie wiedziałam, czy mam się przejmować tą raną, ani Zack' iem.
Jechaliśmy przez dłuższą chwilę od ostatniego postoju, gdy w drodze...osłabłam. Motocykl zjechał z drogi i wpadł w poślizg. Na końcu z łomotem uderzył w znak.
- Lucy! Lucy, nic ci nie jest?!- wrzeszczał przerażony Jack, szturchając mnie. Widziałam jak przez mgłę, a słyszałam słabo i niewyraźnie. I wtedy chłopak natrafił na miejsce przebite nożem, jęknęłam.- Boże, Lucy, co ci się...?- zrozumiał.- Ja prowadzę.
- N...ni-e.- próbowałam zaprotestować, ledwo łapiąc oddech. Nie odpowiedział, po prostu się wepchał.
Reszty nie pamiętam, dopadł mnie sen.
Gdy się obudziłam, moje oczy były zamazane, a dotyk, w ogóle nic nie czułam prócz bólu.
Podparłam się na łokciach, zamrugałam kilkakrotnie i rozglądnęłam się. Leżałam na trawie w polu, motor niedaleko mnie, Jack siedział naprzeciwko mnie, odwrócony tyłem, taki znudzony, że zaczął obrywać trawę.
Wstałam powoli i podeszłam do chłopaka.
- O śpiąca królewna odżyła, brawa dla niej.- zażartował, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Usiadłam przy nim i  oparłam głowę o jego ramię, tak że stykaliśmy się bokami. Poczułam jak jego mięśnie się naprężają.
- Ile spałam?- zapytałam tak zmęczonym głosem, że aż się przeraziłam.
- Padłaś dwanaście godzin temu, moja droga panno.- powiedział tak sztywno, że moja twarz znów wróciła do poprzedniego stanu, smutku.
- Boisz się mnie, wstydzisz, czy o co ci chodzi.- spytałam zdezorientowana i smutna.
- Nie, po prostu...opatrzyłem ci ranę, nie boli?- o nie, zmienił temat, a to znaczy...coś poważnego.
- Jaack...o co ci chodzi?- zapytałam ostrożnie i powoli, przekręcając powoli głowę.
- Nic, nic poważnego.- zapewnił, lecz bez większego przekonania, skarciłam go wzrokiem, co zauważył.- powiem ci pod warunkiem, że nie będziesz wściekła, nie...nie zrobisz mi nic złego, rozumiesz?- upewnił się, skinęłam głową.- No bo ja...ja...yyy...rana ta którą masz, wdała się poważne zakażenie, ale nie taka zwykła, bardzo dziwna i...i zadzwoniłem po Zack' a.- powiedział szybko, odwrócił się i poszedł w stronę motocykla, a mnie zostawił zamurowaną.
- Coś ty zrobił!?- wściekłam się, przez chwilę siedziałam i wsłuchiwałam w kroki, nie tylko jego.
On tu już jest.- pomyślałam. Odwróciłam się szybko, co sprawiło ogromny ból i ujrzałam tego zdrajcę.
- Lucy? Jesteś ranna.- to nie było pytanie.- Pokaż to, pomogę ci.- zakomunikował dość głośno, jak gdybym była ułomna.
- Nie. Nie! Nie!- zaprotestowałam tak samo jak mój lewy bok. Powstrzymałam się od krzyku i ruszyłam biegiem w odwrotnym kierunku od Zack' a.- Nawet mnie nie tknij!- ostrzegłam gdy słyszałam jego bieg za sobą. A jednak odważył się mnie złapać, zawiązał z tyłu moje ręce sznurem. Przerzucił sobie przez ramię i zaniósł do motocykla.- Puść! Zostaw! Nie ruszaj mnie! Ach!- kopałam, biłam, wyrywałam się, ale i tak nie dawał za wygraną. W końcu położył mnie na ziemi. Jack trzymał mi ręce, a Zack usiadł mi na biodrach.
W tej niezręcznej dla nas obu pozie, jeszcze bardziej chciałam się wyrwać.
- Okej, chcę tylko zerknąć, co się stało.- odkrył kurtkę, podniósł lekko podkoszulkę i ujrzał, przebity bok, cały czas krwawił, większość ciała była czarna, nie od krwi.
Chłopak rozszerzył oczy.
- Mówiłem, że jest ciężko.- zaznaczył swoją rację Jack, który zmagał się z moimi rękoma.
- Przestań!- krzyknął na mnie przerażony Zack, co zbiło mnie z tropu i natychmiast przestałam się szarpać.- Użyli tej nowej broni na dżiny, zabija powoli, jeżeli nie przebije serca. Jedyny, kto może cię uleczyć to dżin.- wyjaśnił, chodząc w kółko i z powrotem. Zniknął w otchłani dymu.
I w środku powstała malutka nadzieja, która wyrywała się z klatki piersiowej, by wylecieć.
Nagle ból przeszył moje serce, straszliwy ból, tak straszliwy i nie do wytrzymania. Wyrywał mi serce i niszczył wszystko na swojej drodze. Opadłam z sił. Miałam dość walki, a moje ciało upadło bezwładnie, jak niepotrzebny przedmiot bez pożytku. Nie czułam już bólu, tylko spokój, przyjemny i delikatny, jak letni wietrzyk, jak delikatny płatek róży.
_______________________________________________
Moi kochani, wybaczcie, że tak długo mnie pisałam.
Mam nadzieję, że to na razie wystarczy.
Kocham was.
Nie wiem kiedy nn.
Proszę o komentarz, wszystkich którzy przeczytają.
:** Wasza Az

3 komentarze:

  1. Wow, ekstra rozdział !
    O_O Chyba najbardziej mi się podobał ten moment przebudzenia. A ten Jack to się chyba z Himalajów urwał, Boże, co za wnuk Yeti z niego! >.<
    Nie wie, że się zdrajcom nie ufa? No co za...

    Tylko, Az, musisz trochę poćwiczyć nad opisami. To wszystko dzieje się nienaturalnie szybko: tu ktoś wejdzie, tam ktoś coś powie, tam znowu bohaterka słabnie. ZA szybko. Poważnie.

    Całusy :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :*
      Co za... No normalnie brakuje słów.
      Tak, muszę przyznać ci rację z tą szybkością.
      Mam nadzieję, że się poprawie. :3
      Papatki :*
      Az

      Usuń
    2. No! To kiedy następny rozdział? Łaknę nowych przygód Lucy! Xd
      No szyyyyyyyybkoooooooo :*

      Usuń