piątek, 3 października 2014

14.Poważna zmiana

   Gdy tylko weszłam do łazienki odkręciłam kurek i oblałam zarumienioną twarz chłodną wodą, podparłam się dłońmi o umywalkę, czując jak emocje zlewają się z wodą, jednocześnie spływając w czarną otchłań rury odpływowej.
   Zastanawiam się tylko po co Wiliam mi to wszystko powiedział? Czemu Zack to wszystko ukrywał? Przecież wiedział że kiedyś się dowiem, co nie? Skoro Wiliam mi to wyjawił może mu na mnie zależy? A może po prostu chciał żeby Zack stracił jedyne oparcie? Nie mam pojęcia. Ale chyba mu się udało To wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane, a co ze mną? I w końcu czemu zostałam strącona?
   - Ja...nic już nie wiem.- szepnęłam do siebie, zakryłam twarz dłońmi i odwróciłam się tyłem do swojego odbicia w lustrze. Miałam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę siebie płaczącej, a teraz gdy zerkam w lustro widzę parę zaczerwienionych oczu, w około których widniała szara plama po tuszu i wielkie wory, które wskazywały na to że uroniłam nie jedną łzę. Miałam wrażenie, że oczy które zawsze były niedostępne dla innych, teraz widnieją jak otwarty pamiętnik nieznający końca. Smutek, żal, zagubienie, samotność i pokusa zakończenia tego cierpienia na zawsze. Nagle usłyszałam ruch przy drzwiach, spojrzałam szybko. Gdy tylko ujrzałam znajomą, delikatnie opaloną twarz, wraz z pięknymi jaśniejącymi zielenią oczami, zaraz pod nimi delikatnie zarysowany nos i usta, zmysłowe, miękkie i ciepłe- z tego co pamiętam- a cały ten piękny obrazek był okalany piękną czupryną kruczo czarnych włosów, a najśmieszniejsze jest to, że nie ma nawet lekkiego zarostu.- Jak długo tu stoisz?
   - Jakieś cztery retrospekcje.- uśmiechnął się nieśmiało, co wyszło mu nie najgorzej. Czemu on musi być taki piękny, zupełnie jak ten Christopher z książki "Inne Anioły", taki poważny i zniewalający.- Słuchaj...
   - Zanim zaczniesz się tłumaczyć chcę cię poinformować, że twój monolog nic nie zmieni.- zaklekotałam jak jakaś bohaterka filmowa, starałam się wyjść najpoważniej jak to tylko możliwe.
   - Zawsze lubiłem w tobie tę stanowczość.- powiedział odepchnął się od framugi, zmierzając w moją stronę, po chwili jednak zatrzymał się.- Choć przyznam na początku wydawałaś mi się zwykłą suką.- Mój kącik ust mimowolnie drgnął i powędrował w górę, co Zack odebrał jako zachętę po podszedł do mnie bliżej. Złapał delikatnie kosmyk włosów i połaskotał mnie nim w policzek.- Zawsze lubiłem twoje włosy, są takie delikatne i... przypominają mi eter, jasny.- Westchnął głęboko po czym spojrzał w moje oczy.- Od kiedy ty płaczesz?
   - Od kiedy? Nigdy nie płaczę! Wiesz zazwyczaj nie jestem wystawiona przez przyjaciół i najbliższych..- wyjaśniłam wyrwałam mu z dłoni blond włos i powiedziałam głośno, tak by każde słowo do niego dotarło.- To mój pierwszy raz kiedy zaufałam i mam nadzieję że ostatni. Ludzkie słabości. - Ostatnie słowo powiedziałam z obrzydzeniem, włożyłam w nie tyle jadu, że w duszy przybiłam sobie piątkę. Prychnęłam. Zanim go minęłam i wyszłam zmyłam jak najszybciej rozlany tusz.
   Dalsza część dnia zmyła się z mojej pamięci, obudziłam się dopiero w swoim pokoju, okrążona przyjaciółmi pytającymi o Zack'a, odpowiadałam tylko "Tak", "Nie" i "Nie wiem". Poprosiłam przyjaciół o wyjście na co tylko z miną męczenników wyszli i zatrzasnęli głośno drzwi.
   Chwileczkę, co Zack wspominał o moich włosach? Lubi je? Ale nazwał mnie suką? Złapałam za portfel, w których pieniądze wypychały sobie miejsce. No bo w końcu co ja mam zrobić z tyloma banknotami. Gdy dotarłam do sklepu, niepewnie przechodząc przez szklane drzwi z napisem "Zapraszamy!", doszłam do półek z farbami. Jaki kolor mu się nie podoba? Czerń? Dębowy brąz? Bordo? A może kasztanowy? Mój wzrok powędrował w stronę rudych farb, gdy znalazłam właściwą, a mianowicie ognisty rudy, chwyciłam dwa pudełka, a w drodze do kasy chwyciłam na tusz pogrubiający rzęsy i zieloną kredkę do oczu. Co on mówił o tej suce? Hmm...Ubrania. Na wieszaku wisiały szare sweterki, katany i bolerka, kończące się przed żebrami. Trzymając w dłoni wieszak z krotką kataną w granatowym kolorze ruszyłam w stronę spodni, wzięłam tylko obcisłe rybaczki i ruszyłam w stronę kasy.
   - Poważna zmiana?- obróciłam się błyskawicznie, wystawiając wieszak niczym pradawny miecz 'jedi', co wyglądało dość dziwacznie. Mężczyzna który się do mnie odezwał to Oliver, tak ten który niecałe dwa tygodnie temu chciał mnie zabić, ten który leżał martwy.
   - Jak...Myślałam...
   - To źle myślałaś.- odpowiedział szorstko.
   - Jeżeli masz zamiar mnie tu atakować, to...- Przerwał mi jego nagły wybuch śmiechu, nienawidziłam gdy ktoś się ze mnie śmieje, więc...uderzyłam go w twarz otwartą dłonią, ze zdziwienia cofnął się o trzy kroki. Kiedy złapał równowagę spojrzał na mnie poważnie poprawił swoją bluzę i powiedział zdławionym z wściekłości głosem.
   - Wiesz, mam słabą cierpliwość, ale też mam sprawę.- Zanim zrozumiałam jego ostatnie słowa, zebrałam się w sobie. O co mu chodzi? Może chodzi o Zack'a? A może dowiedział się że chcę pofarbować włosy? Nie to niedorzeczne, może są jeszcze inne sprawy. Machnęłam dłonią, na znak, żeby mówił dalej.- Chodzi o Zack'a i o ifryty. Dowiedziałaś się o wyroczni, wszyscy są przeciw tobie, prócz Zack'a.
   - A informujesz mnie o tym bo...?- Byłam po prostu ciekawa jego odpowiedzi, Oliver który chciał mnie zniszczyć podaje mi informacje o tym, iż ifryty mają zamiar mnie zniszczyć. Westchnął głęboko.
   - Byłem-winny-Zack'owi-przysługę, przypomniał-mi-o-niej, a-skoro-się-przyjaźnimy-no-to...- złapał głęboki oddech. O rany to było najdłuższe słowo jakie słyszałam w życiu, nie wiedziałam, że można mówić tak długo jednym ciągiem. Spojrzałam na niego od stup do głów, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Ziewnęłam, co sprawiło że jego twarz wyrażała zdziwienie, rzeczywiście, nie był to dobrym pomysł na zakończenie rozmowy.
   - Wybacz, nie wiem jak kończy się takie rozmowy, zazwyczaj widziałam coś podobnego w filmach, ale musieliby wpaść tu ludzie w maskach gazowych i karabinami automatycznymi, więc widzisz sam.- wskazałam na sklep.
   - Ale masz wyobraźnie.- powiedział rozszerzając oczy i unosząc brwi. Jego ręce powędrowały w górę by mogły spocząć na jego karku.- Wystarczyło proste, dzięki.
   - Och nie masz za co dziękować.- zachichotałam delikatnie, wymuszonym śmiechem i znów podjęłam spacer przez sklep do kasy.- Przecież wykonywałeś swoją robotę.
   - To wszystko?- zapytała głupio kasjerka. No bo co jeszcze miałabym kupić? Nic nie powiedziałam więc nacisnęła pomarańczowy guzik.-  Razem sto dwadzieścia dolarów. -uśmiechnęła się sztywno i uniosła chciwą dłoń.
   - Ile?! Katana jest po promocji!- krzyknęłam, widać głośno ponieważ około trzynastu par oczu spojrzało na nas, a młoda kobieta za ladą cofnęła rękę jakbym ją mała zaraz odgryźć. Słusznie.
   - Cóż...ma pani rację, nie spojrzałam uważnie na metkę.- stwierdziła uśmiechając się kwaśno, moja złość opadła. Ludzie, idioci.- Prosz...
   - Masz i udław się tymi pieniędzmi.- No cóż nie mogłam sobie podarować tego zdania, tak mnie kusiło, żeby to powiedzieć. Wychodząc ze sklepu zatrzymał mnie strażnik, gdy tylko spojrzałam na jego grubą jak wałek do ciasta rękę, cofnęłam się natychmiast.- Nie dotykaj mnie tłuściochu.- Strażnik spojrzał na swój otyły brzuchal, później na mnie i wskazał swoim tłustym paluchem drewniane drzwi.- Ta, jasne "nie chcę cię tu więcej widzieć", nie martw się, odwiedzę cię, za jakieś osiem kilogramów mniej. Czyli długo mnie tu nie będzie.- Wyszłam pewna siebie, odprowadzona przez stu kilogramowego wieloryba, gdy wsiadłam na motor, warząca jakieś dwadzieścia kilo szczęka ochroniarza opadła. Prychnęłam i ruszyłam z powrotem do "domu". Zdziwiłam się, że nikt nie ćwiczył na dworze, zawsze pod wieczór ćwiczyliśmy razem na dworze. Zmierzałam do pokoju, gdy nagle wyrósł przede mną Jeremi.
   - Czemu nikt nie ćwiczy? Teraz jest najchłodniej.- zapytałam, machając dłonią w stronę podwórka. Odkąd pamiętam podwórko było pełne drewnianych kołków, metalowych rur i metalowych drążków, teraz wszystko było w obrzydliwym porządku, na trawie leżały tylko trociny, a miejsca w których kiedyś były dziury po kołkach zostały starannie zasypane żwirem.- Co tu się stało do cholery?!Nie chcieliście przestraszyć Mikołaja, jak rok temu?!
   - Po pierwsze mówię ci to po raz setny, to nie był mikołaj, tylko Halloween, a po drugie zarządziłem ciszę nocną, rano wszystko wróci do normy. Wiesz, ćwiczenia w nocy mogą być niebezpieczne i...
   - ...i jeszcze się ktoś skaleczy.- stwierdziłam z sarkazmem, spoglądając na niego złośliwie, gdy on przeszywał mnie wzrokiem. Och bo kocham walkę na spojrzenia!-pomyślałam.- Niszczysz mi życie.- powiedziałam poważnie, odwracając się do niego plecami.
   - Też cię kocham, żmijo.- powiedział za moimi plecami.
   - A ja cię nie, fiucie.- odgryzłam się nie zatrzymując się i ciągnąc nogami po piachu.
   - To za ostre słowa, gówniaro.- odpalił.
   - Ale słownictwo, powinno cię za nie zamknąć.- zaśmiałam się, starałam się go sprowokować.
   - Kurczę jesteś strasznym... ignorantem!- krzyknął, ruszając w moją stronę.
   - Rany, to... zabolało, masakrycznie.- odrzekłam, udając ból, złapałam się za pierś w miejscu gdzie jest serce.- Wybacz, ale muszę się wysikać.- stwierdziłam natychmiastowo, ponieważ poczułam ból w pęcherzu. Po minucie stwierdziłam, że mam mokro.- No nie! Proszę tylko nie to! Błagam! Nic złego nie zrobiłam, czemu jestem ukarana! Nie...!- krzyczałam w drodze do łazienki, kiedy się zamknęłam, zdjęłam spodnie i natychmiast z mojego gardła wyrwał się jęk, a potem krzyk. Miesiączka. Gdzieś tu schowałam podpaskę.- pomyślałam natychmiast. Sięgnęłam rękom za lustro i wyciągnęłam grubą i długą wkładkę. Gdy już ją założyłam, podeszłam do umywalki postawiłam naprzeciwko siebie kartonik z farbom i czytałam, co muszę zrobić, w środku opakowania znalazłam plastikowy kubeczek, dwie tubki jakiejś mazi, foliowe rękawiczki i podłużny pędzelek. No to do dzieła.

_______________________________________________________________
Dziękuję wszystkim za komentarze i za czytanie rozdziałów.
Mam nadzieję, że zaciekawiłam was dalszą częścią.
Kocham was wszystkich <3
Pozdrawiam Az :**

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz