poniedziałek, 24 listopada 2014

15. Informacje.

   Przez niecałą godzinę siedziałam w łazience sam na sam z farbą na włosach i swoim sumieniem, które w mojej głowie wierciło mi dziurę, powtarzając jak zepsuta nakręcana zabawka: „Coś ty narobiła, idiotko? Zobaczysz, jeszcze tego pożałujesz”.
   Błagałam tylko los, by moje włosy nie wyglądały jak pole marchewek z dodatkowym kształtem roztrzepanego gniazda. Gdy spłukałam z włosów szampon i wmasowałam odżywkę, stanęłam przed zaparowanym lustrem. Para skutecznie zakrywała odbicie. Widziałam mój delikatny zarys twarzy i odbijający się rudawy kłębek. Położyłam ciepłą od wody dłoń na chłodnym lustrze i pociągnęłam jak pędzlem po płótnie, powoli i delikatnie. Moje odbicie było niewyraźne przez niedokładnie wytarte smugi i kropelki wody, lecz widziałam jasną i wystraszoną twarz okoloną lśniącymi od wody lokami. Po chwili z zadowoleniem stwierdziłam, że wyglądam trochę niebezpiecznie i seksownie. Na bladą twarz wrócił kolor, a razem z nim mój beztroski uśmiech.
   - Pożałuję? Jeszcze zobaczymy - stwierdziłam. Siedząc jeszcze przez pół godziny w łazience, zdążyłam szybko zafarbować henną brwi i pociągnąć brązowym tuszem rzęsy. Przeglądałam się w lustrze, by choć trochę przyzwyczaić się do swojego wyglądu. Łapiąc za klamkę, poczułam chłodny dreszcz płynący od dłoni po czubek głowy.
   Wcześniej nie zwracałam uwagi na grobową ciszę po drugiej stronie drzwi, teraz stawała się ona zbyt głęboka. Żadnych szmerów, uderzeń, głosów, nic a nic. Cofnęłam rękę i cichutko weszłam do kabiny, sprawdziłam wkładkę, po czym wyciągnęłam z buta ostrze. Otworzyłam drzwi kabiny, które zapiszczały potwornie.
   - Szlag - syknęłam, gdy po chwili ktoś wywarzał drzwi. Gdzie można się schować w łazience? Weszłam do jednej z kabin i wspięłam się po muszli na półkę nad drzwiami. Gdy usłyszałam huk, znieruchomiałam.
   - Wysssszła! Mówiłeś, że tu ssssiedzi.- Przerażający syk, który przeciągał się, wydawał się znajomy, lecz niewyraźny.
   - Ona tu była! Nie wychodziła!- głos Jacka rozbrzmiewał lękliwie. Moje ręce boleśnie szczypały, a mięśnie piekły z wycieczenia. Nie wytrzymam! Niedługo po wybuchu Jacka otworzyła się moja kabina, a do jej wnętrza wszedł Ifrit. Spoglądając w jego twarz, było widać nie tylko zmarszczki, lecz także lata minionych cierpień w żarze szczelin wulkanicznych. Rozglądnął się i pomalutku spoglądał w górę. Automatycznie puściłam sufit i skoczyłam na potwora, co nie było mądre, ponieważ sparzyłam sobie dłonie i uderzyłam kolanem o posadzkę. Wstałam jak najszybciej i ruszyłam biegiem do drzwi, a raczej ich pozostałości, chwytając koszulkę zszokowanego Jacka. Gdy wyszliśmy już z pomieszczenia, na podwórko, poczułam straszliwy ból w kolanie, upadając na piach z cichym jękiem.- Lucy to...coś ty zrobiła z włosami?!
   - Nie pora teraz na pogaduchy! Gdzie reszta?- zapytałam, próbując wstać, jednak zdołałam tylko uklęknąć na zdrowym kolanie. Jack opamiętał się i pomógł mi się podnieść, zaczął gadać od rzeczy o tym, że uciekli, on jako jedyny został.- Gdzie jest mój motocykl?- zapytałam, przerywając mu.
   - Zaraz za rogiem - oznajmił, mijając schowek na amunicje.
   - Idź, po motocykl, ja wezmę jakąś broń. Pobiegł za róg, gdy ja kuśtykając w stronę magazynu. Sprawdziłam klamkę. Szlag!- zamknięte. Moje emocje sięgały zenitu, a narastająca adrenalina uśmierzała ból w kolanie.- Nie, nie, nie...- szeptałam, rozglądając się wokoło. Przez kilka sekund oczy przysłonił mi dym, a w głowie usłyszałam huk, jak gdyby coś się otworzyło. Wzrok powrócił, a ja wpatrywałam się w oszołomieniu, w srebrną gałkę od drzwi, które się uchyliły. Gdy oprzytomniałam, wparowałam do pomieszczenia i przebierałam broń w poszukiwaniu noży. Wychodząc, trzymałam dwa sztylety, o długości 50 centymetrów i pasek małych Jokerów i Uzi dla Jacka z czterema magazynkami. Okrążając dom, czułam kłucie w nodze.
   - Lucy, choć!- szepnął. Podeszłam do końca ściany i uniosłam dłoń z bronią, wychodząc zza ściany, wycelowałam. Jack siedział na mojej maszynie, czekając niecierpliwie. Dach, pod którym siedział na motocyklu zawalił się nagle a pomiędzy nas wskoczył Ifrit.
   - Ty...! Musssisz iść ze mną!- krzyczał demon.
   - Nigdzie się nie wybieram, fiucie.- syknęłam wściekła, wyciągając sztylety.
   - Strącili cię, nie żywisz urazy? Nie pragniesz zemsty?- twarz potwora złagodniała, rysy wygładziły się, a wypalone oczy...zmieniły kolor na błękit eteru.- Nie tęsknisz? Możemy ulżyć ci choć trochę...
   - Zmieniając mnie w potwora.- palnęłam bezmyślnie. Ifrit wrzasnął przeraźliwie, jakby najgorsze dusze z Piekła wyśpiewywały swoją wściekłość, na tego który strącił na nich taki los. Słysząc ten ryk, każda czysta dusza uciekłaby z piersi, by odlecieć jak najdalej z tond. Demon wzniósł swoje osmolone dłonie po to, by chwili zamachnąć się i uderzyć mnie w brzuch. Impuls odrzucił mnie na żwir z impetem, tak że przez długą chwilę nie mogłam złapać tchu, kamienie podrapały mnie boleśnie w ręce. Marna powłoka!- wściekłam się na swoją słabość i przygryzłam wargę, by uśmierzyć ból bólem, zanim się porządnie zastanowiłam, poczułam metaliczny smak krwi.
   - Żałossssny ludzki... Pomiot!- ostatnie wyzwisko wypowiedział z obrzydzeniem, plując przy tym w moją twarz.
   - Zdecyduj się knocie, jestem człowiekiem, czy dżinem?- zapytałam wściekła.
   - Jesssteś niczym!- wykrzyknął, a ja z wściekłości cisnęłam w potwora sztyletem, który mimo niezgrabnego uniku wbił się w bark. On jednak nie próżnował, w tym samym momencie uderzył mnie rękom tak mocno, że poleciałam aż do betonowego słupa od bramy. W ręce, która przyjęła cały ciężar wraz z prędkością, coś pękło. Usłyszałam tak przeraźliwy krzyk, że każda żywa istota w promilu kilkunastu kilometrów uciekłaby w popłochu. Zanim zrozumiałam, że krzyk, który wciąż brzmiał, był moim jękiem bólu, doskoczył do mnie Ifrit i podniósł za złamaną rękę. Ból piekł mnie tak mocno, że aż głowa mi pękała, a gdybym teraz stała jednocześnie na nogach to uginałyby się pode mną. Zanim pał następny i raczej ostateczny cios walkę przerwał wstrząs, gdy upadłam na piach, cały mnie okleił jak brokat. Otwierając i zamykając oczy, próbowałam odzyskać wzrok, który zamglony nie dopuszczał obrazu. Gdy w miarę odzyskałam ostrość widzenia, zobaczyłam Zack'a, który wpatrywał się we mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
   - Lucy, to ty?- zapytał, mrużąc oczy i rozluźniając mięśnie. Wpatrywał się we mnie, jak by mnie nie znał, jak gdyby widział obcą osobę.- Coś... Co ty zrobiłaś z włosami?
   - Nie wiem, tak jakoś miałam ochotę na zmianę...- powiedziałam, wstając na chwiejne nogi, złapałam za kosmyk rudych włosów i spojrzałam w oczy Zackowi z delikatnym, złośliwym uśmiechem. Ręka piekła mnie żywym ogniem, lecz teraz byłam zajęta...poważnie.
   - Ty... Posłuchaj ...- Zacisnął dłoń na moim nadgarstku, a jego wzrok zelżał.- Lucy, daj mi...- krzyknęłam, bo chłopak złapał za złamaną rękę i zacisnął na niej dłoń.- Cholera!- puścił mój nadgarstek i podtrzymał mnie, bym nie osunęła się na nogi. Zdrową rękom odepchnęłam go delikatnie. Nie stawiał oporu. Gdy podtrzymałam ramie, ból trochę zelżał.- Wybacz, nie wiedziałem.- wyszeptał, ale w jego głosie nie było słychać żalu. Gdy oprzytomniałam, rzuciłam się w stronę motocykla, przy którym leżał nieprzytomny Jack. Kuśtykając, podbiegłam do chłopaka i upadłam na kolana, potykając się o leżący gruz. Skrzywiłam się natychmiast, ponieważ ból w kolanie nasilił się.- Jack?- szepnęłam, gdy tylko dotarłam do jego ciała. Mój głos był zachrypnięty od wdychanego pyłu, sypiącego się jeszcze z resztek dachu, oraz z narastających emocji.
   - Jestem...znaczy, żyję.- odpowiedział niewyraźnie, ale zrozumiałam.- Skąd on się urwał?
   - Ifrit? To proste przysłali go...do naszego świata dochodzą różne informacje. Musieli dowiedzieć się o Lucy.- wyjaśnił szybko Zack. Czułam, że stoi blisko, ale jego aura w mojej głowie była tak rozwiana, że nie byłam w stanie konkretnie podać jego położenia.
   - Tak, teraz mam gówno, będę miała gówno i choćby nie wiem co bym zrobiła zawsze będę paprać się w gównie.- ryknęłam, tak szorstko na ile pozwalało mi suche gardło.
   - Mądrze powiedziane.- odparł mężczyzna którego głosu nie znałam, uniosłam głowę i poczułam uderzenie.

_________________________________________________________________________________

   Witam wszystkich, ogółem rozdział mi się nie podoba, ale ocenę zostawiam wam.  
Mam nadzieję, że jeszcze czytacie :)
Jeżeli tak to zostawcie po sobie komentarz.

piątek, 3 października 2014

14.Poważna zmiana

   Gdy tylko weszłam do łazienki odkręciłam kurek i oblałam zarumienioną twarz chłodną wodą, podparłam się dłońmi o umywalkę, czując jak emocje zlewają się z wodą, jednocześnie spływając w czarną otchłań rury odpływowej.
   Zastanawiam się tylko po co Wiliam mi to wszystko powiedział? Czemu Zack to wszystko ukrywał? Przecież wiedział że kiedyś się dowiem, co nie? Skoro Wiliam mi to wyjawił może mu na mnie zależy? A może po prostu chciał żeby Zack stracił jedyne oparcie? Nie mam pojęcia. Ale chyba mu się udało To wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane, a co ze mną? I w końcu czemu zostałam strącona?
   - Ja...nic już nie wiem.- szepnęłam do siebie, zakryłam twarz dłońmi i odwróciłam się tyłem do swojego odbicia w lustrze. Miałam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę siebie płaczącej, a teraz gdy zerkam w lustro widzę parę zaczerwienionych oczu, w około których widniała szara plama po tuszu i wielkie wory, które wskazywały na to że uroniłam nie jedną łzę. Miałam wrażenie, że oczy które zawsze były niedostępne dla innych, teraz widnieją jak otwarty pamiętnik nieznający końca. Smutek, żal, zagubienie, samotność i pokusa zakończenia tego cierpienia na zawsze. Nagle usłyszałam ruch przy drzwiach, spojrzałam szybko. Gdy tylko ujrzałam znajomą, delikatnie opaloną twarz, wraz z pięknymi jaśniejącymi zielenią oczami, zaraz pod nimi delikatnie zarysowany nos i usta, zmysłowe, miękkie i ciepłe- z tego co pamiętam- a cały ten piękny obrazek był okalany piękną czupryną kruczo czarnych włosów, a najśmieszniejsze jest to, że nie ma nawet lekkiego zarostu.- Jak długo tu stoisz?
   - Jakieś cztery retrospekcje.- uśmiechnął się nieśmiało, co wyszło mu nie najgorzej. Czemu on musi być taki piękny, zupełnie jak ten Christopher z książki "Inne Anioły", taki poważny i zniewalający.- Słuchaj...
   - Zanim zaczniesz się tłumaczyć chcę cię poinformować, że twój monolog nic nie zmieni.- zaklekotałam jak jakaś bohaterka filmowa, starałam się wyjść najpoważniej jak to tylko możliwe.
   - Zawsze lubiłem w tobie tę stanowczość.- powiedział odepchnął się od framugi, zmierzając w moją stronę, po chwili jednak zatrzymał się.- Choć przyznam na początku wydawałaś mi się zwykłą suką.- Mój kącik ust mimowolnie drgnął i powędrował w górę, co Zack odebrał jako zachętę po podszedł do mnie bliżej. Złapał delikatnie kosmyk włosów i połaskotał mnie nim w policzek.- Zawsze lubiłem twoje włosy, są takie delikatne i... przypominają mi eter, jasny.- Westchnął głęboko po czym spojrzał w moje oczy.- Od kiedy ty płaczesz?
   - Od kiedy? Nigdy nie płaczę! Wiesz zazwyczaj nie jestem wystawiona przez przyjaciół i najbliższych..- wyjaśniłam wyrwałam mu z dłoni blond włos i powiedziałam głośno, tak by każde słowo do niego dotarło.- To mój pierwszy raz kiedy zaufałam i mam nadzieję że ostatni. Ludzkie słabości. - Ostatnie słowo powiedziałam z obrzydzeniem, włożyłam w nie tyle jadu, że w duszy przybiłam sobie piątkę. Prychnęłam. Zanim go minęłam i wyszłam zmyłam jak najszybciej rozlany tusz.
   Dalsza część dnia zmyła się z mojej pamięci, obudziłam się dopiero w swoim pokoju, okrążona przyjaciółmi pytającymi o Zack'a, odpowiadałam tylko "Tak", "Nie" i "Nie wiem". Poprosiłam przyjaciół o wyjście na co tylko z miną męczenników wyszli i zatrzasnęli głośno drzwi.
   Chwileczkę, co Zack wspominał o moich włosach? Lubi je? Ale nazwał mnie suką? Złapałam za portfel, w których pieniądze wypychały sobie miejsce. No bo w końcu co ja mam zrobić z tyloma banknotami. Gdy dotarłam do sklepu, niepewnie przechodząc przez szklane drzwi z napisem "Zapraszamy!", doszłam do półek z farbami. Jaki kolor mu się nie podoba? Czerń? Dębowy brąz? Bordo? A może kasztanowy? Mój wzrok powędrował w stronę rudych farb, gdy znalazłam właściwą, a mianowicie ognisty rudy, chwyciłam dwa pudełka, a w drodze do kasy chwyciłam na tusz pogrubiający rzęsy i zieloną kredkę do oczu. Co on mówił o tej suce? Hmm...Ubrania. Na wieszaku wisiały szare sweterki, katany i bolerka, kończące się przed żebrami. Trzymając w dłoni wieszak z krotką kataną w granatowym kolorze ruszyłam w stronę spodni, wzięłam tylko obcisłe rybaczki i ruszyłam w stronę kasy.
   - Poważna zmiana?- obróciłam się błyskawicznie, wystawiając wieszak niczym pradawny miecz 'jedi', co wyglądało dość dziwacznie. Mężczyzna który się do mnie odezwał to Oliver, tak ten który niecałe dwa tygodnie temu chciał mnie zabić, ten który leżał martwy.
   - Jak...Myślałam...
   - To źle myślałaś.- odpowiedział szorstko.
   - Jeżeli masz zamiar mnie tu atakować, to...- Przerwał mi jego nagły wybuch śmiechu, nienawidziłam gdy ktoś się ze mnie śmieje, więc...uderzyłam go w twarz otwartą dłonią, ze zdziwienia cofnął się o trzy kroki. Kiedy złapał równowagę spojrzał na mnie poważnie poprawił swoją bluzę i powiedział zdławionym z wściekłości głosem.
   - Wiesz, mam słabą cierpliwość, ale też mam sprawę.- Zanim zrozumiałam jego ostatnie słowa, zebrałam się w sobie. O co mu chodzi? Może chodzi o Zack'a? A może dowiedział się że chcę pofarbować włosy? Nie to niedorzeczne, może są jeszcze inne sprawy. Machnęłam dłonią, na znak, żeby mówił dalej.- Chodzi o Zack'a i o ifryty. Dowiedziałaś się o wyroczni, wszyscy są przeciw tobie, prócz Zack'a.
   - A informujesz mnie o tym bo...?- Byłam po prostu ciekawa jego odpowiedzi, Oliver który chciał mnie zniszczyć podaje mi informacje o tym, iż ifryty mają zamiar mnie zniszczyć. Westchnął głęboko.
   - Byłem-winny-Zack'owi-przysługę, przypomniał-mi-o-niej, a-skoro-się-przyjaźnimy-no-to...- złapał głęboki oddech. O rany to było najdłuższe słowo jakie słyszałam w życiu, nie wiedziałam, że można mówić tak długo jednym ciągiem. Spojrzałam na niego od stup do głów, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Ziewnęłam, co sprawiło że jego twarz wyrażała zdziwienie, rzeczywiście, nie był to dobrym pomysł na zakończenie rozmowy.
   - Wybacz, nie wiem jak kończy się takie rozmowy, zazwyczaj widziałam coś podobnego w filmach, ale musieliby wpaść tu ludzie w maskach gazowych i karabinami automatycznymi, więc widzisz sam.- wskazałam na sklep.
   - Ale masz wyobraźnie.- powiedział rozszerzając oczy i unosząc brwi. Jego ręce powędrowały w górę by mogły spocząć na jego karku.- Wystarczyło proste, dzięki.
   - Och nie masz za co dziękować.- zachichotałam delikatnie, wymuszonym śmiechem i znów podjęłam spacer przez sklep do kasy.- Przecież wykonywałeś swoją robotę.
   - To wszystko?- zapytała głupio kasjerka. No bo co jeszcze miałabym kupić? Nic nie powiedziałam więc nacisnęła pomarańczowy guzik.-  Razem sto dwadzieścia dolarów. -uśmiechnęła się sztywno i uniosła chciwą dłoń.
   - Ile?! Katana jest po promocji!- krzyknęłam, widać głośno ponieważ około trzynastu par oczu spojrzało na nas, a młoda kobieta za ladą cofnęła rękę jakbym ją mała zaraz odgryźć. Słusznie.
   - Cóż...ma pani rację, nie spojrzałam uważnie na metkę.- stwierdziła uśmiechając się kwaśno, moja złość opadła. Ludzie, idioci.- Prosz...
   - Masz i udław się tymi pieniędzmi.- No cóż nie mogłam sobie podarować tego zdania, tak mnie kusiło, żeby to powiedzieć. Wychodząc ze sklepu zatrzymał mnie strażnik, gdy tylko spojrzałam na jego grubą jak wałek do ciasta rękę, cofnęłam się natychmiast.- Nie dotykaj mnie tłuściochu.- Strażnik spojrzał na swój otyły brzuchal, później na mnie i wskazał swoim tłustym paluchem drewniane drzwi.- Ta, jasne "nie chcę cię tu więcej widzieć", nie martw się, odwiedzę cię, za jakieś osiem kilogramów mniej. Czyli długo mnie tu nie będzie.- Wyszłam pewna siebie, odprowadzona przez stu kilogramowego wieloryba, gdy wsiadłam na motor, warząca jakieś dwadzieścia kilo szczęka ochroniarza opadła. Prychnęłam i ruszyłam z powrotem do "domu". Zdziwiłam się, że nikt nie ćwiczył na dworze, zawsze pod wieczór ćwiczyliśmy razem na dworze. Zmierzałam do pokoju, gdy nagle wyrósł przede mną Jeremi.
   - Czemu nikt nie ćwiczy? Teraz jest najchłodniej.- zapytałam, machając dłonią w stronę podwórka. Odkąd pamiętam podwórko było pełne drewnianych kołków, metalowych rur i metalowych drążków, teraz wszystko było w obrzydliwym porządku, na trawie leżały tylko trociny, a miejsca w których kiedyś były dziury po kołkach zostały starannie zasypane żwirem.- Co tu się stało do cholery?!Nie chcieliście przestraszyć Mikołaja, jak rok temu?!
   - Po pierwsze mówię ci to po raz setny, to nie był mikołaj, tylko Halloween, a po drugie zarządziłem ciszę nocną, rano wszystko wróci do normy. Wiesz, ćwiczenia w nocy mogą być niebezpieczne i...
   - ...i jeszcze się ktoś skaleczy.- stwierdziłam z sarkazmem, spoglądając na niego złośliwie, gdy on przeszywał mnie wzrokiem. Och bo kocham walkę na spojrzenia!-pomyślałam.- Niszczysz mi życie.- powiedziałam poważnie, odwracając się do niego plecami.
   - Też cię kocham, żmijo.- powiedział za moimi plecami.
   - A ja cię nie, fiucie.- odgryzłam się nie zatrzymując się i ciągnąc nogami po piachu.
   - To za ostre słowa, gówniaro.- odpalił.
   - Ale słownictwo, powinno cię za nie zamknąć.- zaśmiałam się, starałam się go sprowokować.
   - Kurczę jesteś strasznym... ignorantem!- krzyknął, ruszając w moją stronę.
   - Rany, to... zabolało, masakrycznie.- odrzekłam, udając ból, złapałam się za pierś w miejscu gdzie jest serce.- Wybacz, ale muszę się wysikać.- stwierdziłam natychmiastowo, ponieważ poczułam ból w pęcherzu. Po minucie stwierdziłam, że mam mokro.- No nie! Proszę tylko nie to! Błagam! Nic złego nie zrobiłam, czemu jestem ukarana! Nie...!- krzyczałam w drodze do łazienki, kiedy się zamknęłam, zdjęłam spodnie i natychmiast z mojego gardła wyrwał się jęk, a potem krzyk. Miesiączka. Gdzieś tu schowałam podpaskę.- pomyślałam natychmiast. Sięgnęłam rękom za lustro i wyciągnęłam grubą i długą wkładkę. Gdy już ją założyłam, podeszłam do umywalki postawiłam naprzeciwko siebie kartonik z farbom i czytałam, co muszę zrobić, w środku opakowania znalazłam plastikowy kubeczek, dwie tubki jakiejś mazi, foliowe rękawiczki i podłużny pędzelek. No to do dzieła.

_______________________________________________________________
Dziękuję wszystkim za komentarze i za czytanie rozdziałów.
Mam nadzieję, że zaciekawiłam was dalszą częścią.
Kocham was wszystkich <3
Pozdrawiam Az :**

piątek, 22 sierpnia 2014

13.(Wznowienie) Prawda zawsze wychodzi na jaw.

  Wiedziałam, że nie mam zbyt dużo czasu. Zack nie da rady psychicznie, wiem że wróci lada chwila.
  - O co chodzi?! Pojawiasz się nagle, atakujesz moich przyjaciół i krzyczysz - wrzasnęłam, a William spojrzał na mnie z żalem w oczach. Po chwili usłyszałam jego śmiech; nic nie zrobił tylko się śmiał. Idiota.- Co zaszło między tobą a Zack'iem?- spytałam, oczekując na odpowiedź, która się nie pojawiła.- Will?
  - Jesteś pewna że chcesz wiedzieć coś, czego byłem świadkiem przed zamordowaniem wyroczni?- dopytał. Niepewnie przytaknęłam. Zazwyczaj byłam stanowcza, ale co do morderstwa wyroczni nikt nigdy nie jest pewny. W mojej głowie zaczęły układać się różne scenariusze a głowa, która niedawno była świadkiem odkrycia zakluczonych wspomnień od szumu zaczęła uciskać, jak w czasie migreny. - Widzisz... - spojrzał na mnie ze współczuciem malującym się na twarzy. - Zack nie powiedział ci dokładnie, co stało się z jego duszą, gdy stał się spalonym węgielkiem. Jak wiesz ifrity są od urodzenia tym czym... są, ale bywają wyjątki. Dokładnie dwa. Można samym odejść lub zostać...
  - Strąconym, wiem. Nie musisz mi tego wszystkiego powtarzać, te fakty akurat znam.- Machnęłam na niego, jednocześnie tracąc kontakt wzrokowy.
  - Spójrz, stałaś się nieufna - powiedział, machając rękoma w moją stronę.
  - Jak do cholery mam czuć do Was zaufanie, skoro wysłaliście mnie na ziemię bez połowy wspomnień? - Puściły mi nerwy i nie mogłam się powstrzymać. Było tak, jakby w jednym momencie moja głowa eksplodowała emocjami.
  - Posłuchaj, nie oczekuję, że mnie pokochasz, ale chcę chociaż odrobiny zaufania.- Jego mina wyrażała wszystko i nic. Dokładnie tak samo wyglądał Zack na poważnej rozmowie, zaśmiałam się w duchu. Poczułam jak policzki mi tężeją, na co od razu zareagowałam i skarciłam się za ten uśmiech. - Lucy, on się zmienił, i co najważniejsze popełnił błąd. Zdradził swoją rasę. - Przez chwilę myślałam o tym, kogo ma na myśli, lecz później zdałam sobie sprawę, że mówi o Zack'u
  - Co ty sugerujesz?- zapytałam, pełna obaw. Moje serce pękało. Rozrywało je jedno podejrzenie, jedna jedyna teza, która spełniła się po chwili.
  - Lucy, za takie przestępstwo powinien umrzeć. Zabiłem go. - Jego spojrzenie powędrowało do moich pytających oczu.- Przynajmniej tak się wydawało, na początku. - Przykrył dłońmi twarz, wydawał się zmęczony tym wyznaniem.
  - C-co?- język plątał mi się, odmawiał posłuszeństwa.
  - Zack został oskarżony o morderstwo wyroczni. - W tym momencie poczułam czyjąś rękę na dłoni, a William przeciągnął palcami po oczach i spojrzał na mnie, po chwili jednak jego wzrok powędrował wyżej nad moim ramieniem. Nie musiał nic mówić, wiedziałam kto stał za mną, dlatego wyrwałam dłoń z jego uścisku.
  - Zack, zrobiłeś to?- zapytałam, bijąc się z emocjami. Nie chciałam się popłakać, straciłabym orientację i energię. Chłopak nie odpowiadał, poczułam jego szybki oddech na karku.- Czy to zrobiłeś!- to już nie było pytanie, obraz zamazał mi się momentalnie, zamrugałam kilka razy, by odzyskać widoczność.
  - Lucy, ja...nie wiem. Po prostu nie jestem pewny - powiedział szeptem, mimo to usłyszałam wszystko wyraźnie.- Kiedy się dowiedziałem, że chcą mnie strącić i zabić, uciekłem, a po twoim zniknięciu, kiedy oficjalnie mnie strącili i złapali, zdecydowałem się żyć - kontynuował, co chwilę łapiąc oddech.
  - Kłamca! Zabiłeś ją żebym się nie dowiedział, gdzie się ukrywasz!- krzyknął William, oskarżycielsko machając palcem w stronę Zack'a.- Kiedy nas zobaczyłaś, Lucindo zostałem... przydzielony, żeby go zabić - wyjaśnił mi, patrząc na mój profil, który całościowo pokryty był blond włosami, od wewnętrznej strony pokrytymi rozmazanym tuszem i słonymi łzami, które nielegalnie wyleciały z oczu. Okrążyłam Zack'a tak, by nie widział mojej twarzy i ruszyłam po twardym żwirze do drzwi.
  - Lucy!- usłyszałam za plecami. Obaj mnie wołali, ale żaden z nich nie ruszył w moim kierunku.
  - Wiecie co?- stanęłam w miejscu i odwróciłam się do nich przodem, ukazując załzawione oczy i dumną twarz. - Pieprzcie się obaj!- wykrzyknęłam i czekałam na ich reakcję. Widząc ich zdziwione miny, wybuchłam histerycznym śmiechem. Obróciłam się na pięcie, ledwo trzymając równowagę i kopniakiem otworzyłam sobie drzwi, które pod siłą mojego buta otworzyły się szeroko, prawie wypadając z zawiasów, a ich framuga zakołysała się.
  Nie przejmowałam się Williamem bo prawie go nie znałam, choć z logicznego punktu widzenia przeżyłam z nim większość mojego pieprzonego życia. Dużą część miejsca w mojej głowie zajmował z kolei Zack. Bolało mnie to, jak się zachował - nic nie mówił, kłamał. Zaufanie to trudna do opanowania technika, jeżeli raz ją stracisz, to jest możliwe, że już nigdy jej nie posiądziesz. Morderstwo? Nie, to nie Zack... W sumie to go nie znam, tak dobrze.
  Zanim weszłam do pokoju, spojrzałam na zamkniętą za szkłem zawieszoną na ścianie siekierę, która powinna być używana w razie pożaru. Jakby się tak zastanowić, to przydałaby mi się. Weszłam pędem do pokoju, czując na sobie wzrok wszystkich w pomieszczeniu. Podeszłam do swojego łóżka, a spod pościeli wyjęłam nóż do rzucania. Moje rozwiązanie na wszystko - rozróba i rozwałka.
  - Więcej tam nie usiądę - zażartował Cooper. Nie zdążyłam nawet na niego spojrzeć, wypadłam z pokoju jak strzała, rzuciłam nożem w szkło, które natychmiast pękło, a na podłogę razem z nożem upadła ciężka siekiera. Złapałam ją w obie ręce i spostrzegłam, że jest cięższa niż myślałam.
  - Chcą mieć sukę, to ją zobaczą. Nikt nie ma prawa mnie okłamywać - szeptałam do siebie, a po chwili zastanowienia jeszcze mruknęłam: - Ani bać się o Mnie. - Wściekłym krokiem przemierzałam korytarz.- Umiem o siebie zadbać. - Siekiera, mimo ciążenia w dłoniach, dodawała mi pewności siebie. Nagle poczułam chłód, który ogarnął moje nogi, jak lepka ciecz. Eter - przemknęło mi przez myśl. Wyszłam ostrożnie na zewnątrz, trzymając przy piersi siekierę. W oddali zobaczyłam kłócących się chłopaków. Muszę przyznać, że troszkę śmiesznie to wyglądało.
  Zaraz, zaraz...
  - Will? Chcesz... Powinieneś... To znaczy... - Nie mogłam ułożyć zdania, którym chciałam ostatecznie wyjaśnić większość spraw. Nagle mnie olśniło. - Powiedziałeś, że zostałeś "przydzielony"?... Do zabicia Zack'a. - Zanim skończyłam, zauważyłam z poirytowaniem, że zaciskam dłonie na siekierze.
  - Tak...- powiedział, jakby to było oczywiste, lecz po ponad dwóch minutach ciszy spostrzegł sens tych słów, a na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. - Słuchaj...
  - Dżiny nie są przydzielane samotnie - szepnęłam, przypominając sobie co nieco. Spojrzałam na twarz Zack'a, ale nie ujrzałam nic oprócz jego pustych i zamyślonych jednocześnie oczu. - I nigdy przeciwko tak niebezpiecznemu mordercy. A ty jesteś człowiekiem, prawda? - podsumowałam wszystkie zdobyte do tego czasu informacje. Eter, który otulał mnie chłodem znikł tak nagle, jak się pojawił.- Wojownik Eteru.- Powietrze wokoło zgęstniało, oczy Zack'a powędrowały w stronę Willa, a on stał jak slup soli. - Jak mogłeś! Po tym, co się wydarzyło! Jesteś zabójcą! Potworem!
  - Twój chłopak też nim jest, skoro zamordował wyrocznię! - krzyknął wściekły, ruszył do mnie szybkim krokiem. - Lucy...- zaczął, zbliżając się do mnie, ale ja trzymając w dłoniach ciężkie drewno, zamachnęłam się z całej siły. Zrobiłam to na tyle szybko, że Will się nie zorientował. Siekiera, zanim dotknęła jakiejkolwiek części jego ciała, trafiła w jakiś twardy przedmiot, odbiła się i poleciała w moją stronę. Nawet nie poczułam bólu, po prostu uderzyło mnie coś twardego w klatkę piersiową, a broń odleciała z taką siłą, której nie byłam w stanie zidentyfikować.
  - Lucindo Blackfire, były Zapieczętowany dżinie - usłyszałam donośny głos. Otworzyłam oczy, po czym przymrużyłam je natychmiast. Jestem w Eterze... Ale jak to możliwe? Przecież jestem zbyt słaba, zamknięta w ciele. - Nie podnoś ręki na wojownika Eteru!
  - Tak, tak, tacy z was wojownicy jak ze mnie erotoman - powiedziałam, kiedy odzyskałam wzrok. Wojownik Eteru to Byt, fizycznie i psychicznie nie dorównuje sile dżina, lecz dla osłabionego, lub(o zgrozo) wygnanego na ziemię jest śmiertelnie niebezpieczny. Tak, jak to w przypadku dżinów, ifrity są wrogo nastawieni do Skarabeuszy. Wojownika Eteru nazywamy Skarabeuszem, bo jest piękny, ale zabójczy. Nie zagraża nieśmiertelnemu, ale śmiertelny powinien się go wystrzegać jak ognia. Wojownicy żyją tylko w Eterze, pobierają stamtąd moc jak dżiny, ale gdyby zniszczyć łącznik Skarabeusza z Eterem, rozwiałby się w czasoprzestrzeni jak pył. Miałam niemiłą okazję poznać jednego z nich osobiście. Eron był starym przyjacielem mojego ojca, brata Ethana - już o nim wspominałam, że jest lekarzem i ma rodzinę - i Willa. Nie przepadał nigdy za kobietami, ale to nie powód, by mógł mnie obrażać - dwunastoletnią dziewczynkę - na oczach braci. Kiedy próbowałam go zaatakować, uderzył mnie w twarz. Po tym zdarzeniu nie odzywałam się do nikogo z osób oglądających całe zajście. Dzień przed moją osiemnastką, gdy sam na sam siedzieliśmy w kuchni - w sumie to on nie wiedział o moim przebywaniu w tym miejscu - z nożem w ręku zakradłam się do jego pleców. Broń wykonana z włókna szklanego przebiła jego kręg szyjny, czyli miejsce łączenia z Eterem. Później nie pamiętałam nic prócz bieli i błękitu.
   Miałam ogromną ochotę odwrócić się i uciec, ale wiedziałam, że i tak nigdzie nie dobiegnę. Jednak przypomniało mi się coś natychmiast.
   - Zgodnie z paktem nie masz prawa przetrzymywania w Eterze człowieka - zaoponowałam, na co on tylko potrząsnął głową. - Tym bardziej mnie, mordercy swojej rasy - Wiem, że stąpałam po cienkim lodzie, lecz chciałam sprawdzić jak zareaguje. Postąpił tak, jak myślałam. Podniósł dumnie podbródek i powiedział, że nie boi się takiego wyrzutka, jak ja.
  Całkiem słusznie - pomyślałam.
   - To ostrzeżenie - powiedział i zniknął dokładnie tak szybko, jak Eter otaczający nas oboje.
   - Sram na wasze ostrzeżenia. Są tak samo poważnie, jak wasze obietnice - szepnęłam do siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na Zack'a i Willa, stojących nade mną z tą samą nadopiekuńczą miną. No cóż, sztuczka z siekierą się nie powiodła, pomyślałam.- Spadać ode mnie!- krzyknęłam, gdy chłopcy wyciągnęli dłonie do pomocy. Natychmiast po moim wybuchu odskoczyli, jak oparzeni. Nie zwracając uwagi na nich, otrzepałam kurtkę z piasku, poprawiłam ją i z całej siły kopnęłam Willa w kolano. Mężczyzna zaryczał z bólu, a ja skrzywiłam się z powodu skurczu brzucha, w który coś trafiło. Zaśmiałam się głośno.
   - I co? Urwiesz mi nogę?- spytałam podniesionym głosem.- Wypieprzajcie stąd, póki jeszcze mam humor.
___________________________________________________________________________________

Witam wszystkich, Wznawiam Niebezpieczną Śmiertelniczkę. 
Wiem, że miałam zrobić to wcześniej, ale z naturalnych powodów nie udało mi się to. Miałam mały kłopot, ale mam nadzieję, że to wystarczy.
Wiem, że krótki i przepraszam, ale pozdrawiam i całuję was wszystkich :**
Rozdział dedykuję Alphce.

wtorek, 18 marca 2014

Uwaga!

Witam, mam  nadzieję, że kogoś jeszcze to zainteresuje... 
W Wakacje ukarzą się kolejne części.
Nie mam zbytnio czasu, dlatego posunęłam się do czegoś takiego. 
Mam nadzieję, że kogoś to jeszcze interesuję. 
Dziękuję i życzenie mi Weny :* 
Wasza Az