sobota, 7 września 2013

12&.Śmiechy i rechoty.

 " Każdy dzień przynosi nowe siniaki."

- Aaaa...!- krzyknęłam z bólu, gdy Jack, ta sierota, bez sprawdzenia terenu, uderzył mnie kluczem do śrub, ten idiota w ogóle nie myśli.- Ała! Czy ty w ogóle masz coś pod tą czaszką?!- nawrzeszczałam na niego, łapiąc się na obolały policzek.
- Nie wiem, muszę sprawdzić. Przepraszam.- powiedział zniżonym głosem, prawie że do szeptu. Zrobił jeden krok w moją stronę, ale ja zareagowałam, cofnęłam się podniosłam pustą rękę, a następnie przygotowałam się do obrony.
- Nie! Nie podchodź.- powiedziałam spokojniej.- Bo jeszcze mi coś narobisz.- Zack przyglądał się temu wszystkiemu, przykładając dłoń do ust z uśmiechem,  jego oczy zwęziły się, a na ich końcach pokazały się kurze łapki(zmarszczki), stanął tak że w bezpiecznej odległości.
- Czyżby nasz dżin się bał?- zapytał, a ja wyprostowałam się z godnością i popatrzyłam na niego z pogardą, wyciągnęłam broń i wymierzyłam w niego, a drugą wyjęłam nóż.
- Nigdy więcej nie mów, że się boję.- powiedziałam, podniosłam brwi, przechyliłam głowę. Nikt, a tym bardziej człowiek nie mógł powiedzieć, że się boję, że dżin się boi. Byłam wściekła, a jednocześnie zadowolona.- Jasne?
- Okej, okej.- zaznaczył i cofnął się dwa kroki, wpadł w pszenicę. Przez chwile panowała cisza. Kątem oka zauważyłam, że Zack nie może wytrzymać i po prostu napełnia się tym wszystkim, zatyka nos by nie wrzasnąć ze śmiechu.
- Co cię tak śmieszy Zack' u?- i nagle wybuchnął, już nie mógł dłużej udawać, skręcał się i zginął, aż w końcu padł na ziemię i zaczął rechotać, później dołączył do niego Jack. A ja nie, ja stałam i wpatrywałam się w pszenice naprzeciwko mnie.
Coś się poruszyło, ugięłam kolana do skoku i nie musiałam długo czekać. Z morza beżu wyłonił się chłopak, mężczyzna o czerwonych oczach, wampir. Był wysoki i umięśniony, rude włosy wiły mu się do karku, blada skóra aż raziła w oczy, był dość starym wampirem. Nagle obok mnie pojawił się...odsłonięty ifrit, odsłonięty ponieważ, ogniste oczy świetnie kontrastowały z płonącymi włosami i krwistymi ustami, które złożyły się do uśmiechu, skóra była czerwona, tak jakby zarumieniona, tylko trzy razy mocniej.
Schyliłam się, zrobiłam obrót i wbiłam dzierżący nóż w brzuch nieznajomej. Krzyknęła z bólu i cofnęła się. Wampir złapał mnie za gardło i odsłonił kły. Zbliżał się tak szybko, kopałam go, już prawie się wydostałam, gdy on wbił szybko kły. Łyk, drugi. Nagle mnie puścił, sam złapał się za gardło potem w miejsce mostku, a następnie jego szyja zaczerwieniła się, wyszły na niej duże bąble, zaczął drapać, ściskać gardło, aż w końcu od głowy zmienił się w pył popiołu, który pod wpływem wiatru, zaleciał daleko w pszenną plamę. Odwróciłam się, a później obraz zamazywał mi się przed oczami, przez jakieś pięć minut. Gdy wzrok mi wrócił, ifrit leżał nieprzytomny z nożem w sercu, a z wampira nic nie zostało. śmieszne, że takie stworzenia, choć silne i 'nieśmiertelne', to jednak posiadają słaby punkt.
- Lepiej stąd spadajmy, przyjdzie ich więcej.- zakomunikował Zack, choć nie byłam pewna jego zaufania, co by było gdybym mu nie uwierzyła?
Czekałam na Jack' a, który stał tyłem do mnie i spuszczał likie...po prosty sikał. Stał tam chyba z dziesięć minut, tak to jego nowy wynik, poprzednio było siedem minut.
Zack siedzi już na swoim harleyu, nie odwracałam się do niego, nawet nie patrzyłam, ale byłam świadoma jego bytu.
- No dalej Jack, ile można się załatwiać.- powiedziałam zdegustowana, a on tylko prychnął, odwrócił się zasunął rozporek i usiadł za mną.

Do domu zajechaliśmy w trzy godziny, Jeremi oczywiście zganił nas za ucieczkę, a później kazał wrócić do pokoju i nie wychodzić przez tydzień, Zack' a przyjął i wysłał do mojego pokoju, tak muszę z nim mieszkać.
Weszłam do mojego czarnego kącika, a w nim zastałam moich kumpli, którzy czekali z zapartym tchem i opanowaniem, Cooper razem z Rose siedzieli na łóżku i rozmawiali, Kate rzuciła mi się w ramiona a Michael siedział przed komputerem. Wszyscy spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się.
- Och, myśleliśmy, że Jeremi cię tam normalnie rozszarpie.- powiedziała nadopiekuńczym głosem Kate. Rose i Cooper ruszyli w moją stronę, a Michael prawie wstał, gdyby nie to, że Zack, zaraz po mnie wszedł spokojnym krokiem, nagle usłyszałam huk na dworze, ale nie taki mocny, prawie niedosłyszalny, tak jakby ktoś chciał cicho załatwić swoje sprawy. Zerwałam się, wychodząc popchnęłam na ścianę Zack' a.
Wyszłam głównym wejściem, tłumiąc myśli, oraz wznosząc z ziemi tumany kurzu. Nic nie widziałam po za jedną osobą, trzymającą za szyję Jeremiego. Oddech tłumił mu się w gardle, krzyk zniekształcił się w piskliwy pomruk. Druga postać, ten napastnik, był blondynem, z króciutko zaciętymi włosami, oczy spojrzały na mnie. Brąz, który eksplodował złością nagle zanikł, a zamiast tego złagodniał. Broda przykryta była kołnierzem, lecz i tak twarz była widoczna. Znajoma, ale nieznana, twarz dawała po sobie poznać, kto to taki, ale pamięć zanikała i powracała z takim i tym samym bólem, tak jakbym wiedziała, że nie chcę wiedzieć.
Nieznajomy puścił gardło Jeremiego, który zwijał się w mgnieniu oka, na ziemi, jak gąsienica przekrojona na pół. Chłopak podniósł ku górze ręce i małymi krokami zbliżał się w moim kierunku.
- Lucy?- jego głos był dość męski, wciąż nie przestawał się zbliżać, a ja zrobiłam wielki krok w tył, gdy wymówił moje imię.- Lucy masz prawo się bać, miałaś piętnaście lat, ale wszystko ci wyjaśnię.- powiedział spokojnie nie przestając brnąć w moją stronę.
- Ki-m ty jesteś i skąd znasz moje imię?- zapytałam powoli i wyraźnie, wypowiadając to jak najgłośniej.
- Lucy? Nie wiesz, kim jestem?- pyta, prostując się, był trochę podenerwowany.
Nagle mnie olśniło, to tego chłopaka widziałam, kiedy zabijał Zacka. Te oczy, nieziemsko piwne, te blond włosy, to jest...mój...brat.
Wszystkie wspomnienia z nim związane, wskoczyły mi do głowy jak jarzące się w kominku drewno, kiedy wpadło do mojej głowy zaczęła palić żywym ogniem. Straciłam grunt pod nogami i upadłam z głuchym łomotem. Chłopak podbiegł do mnie,a ból w głowie nasilił się.
- To ty...ty go zabiłeś.- wyjąkałam przez zaciśnięte zęby z bólu, trzęsąc się przy okazji jak galareta.
- Wybacz, ja nie...nie wiedziałem.- wyjaśniał, odkrywając moją twarz z łaskoczących kosmyków.
- Zostaw ją.-usłyszałam znajomy głos, który zawsze mi towarzyszy, poczułam ulgę, gdy ucisk na mojej głowie i nodze zelżał, a na jego miejsce pojawił się nowy, lecz ciut lżejszy.
- Wszystko w porządku?- nie usłyszałam łomotu, tylko jęk, otworzyłam szeroko oczy bojąc się kogo zobaczę. Zack klękał tuż obok, przyglądając się moim oczom i głaszcząc potargane i poszarzałe włosy. Ciepło jego oddechu uśmierzyło ból, a ja tylko drgnęłam gdy po moich plecach przeszedł dreszcz rozkoszy. Pragnęłam go pod każdym względem, lecz wiedziałam jakie są zasady, a ja dopiero zaczęłam mu ufać.
Śmiech, krótki i bulgoczący, wydobył się z krtani mojego brata.
- Zack, myślałem, że cię zabiłem, no ale cóż, nie doceniałem cię.- powiedział powoli, a mój opiekun oderwał wzrok od moich oczu i spojrzał się w dół, jego ręka opadła, zjeżdżając powoli po moim ramieniu i rozprowadzając swoje ciepło po moim ciele.
- Tak.- odpowiedział tylko, podniósł dłoń i opuszkiem palca przejechał po moich wargach, po czym wstał nie odrywając rdzawego spojrzenia od moich ust. Lecz gdy w końcu spojrzeli po sobie, czułam że to nie będzie ta sama noc, w której budzę się, trzymając pluszaka w ramionach, a mama przychodzi by utulić mnie i wyjaśnić "to tylko zły sen, no już, śpij".
- Jestem jej bratem, ale nie wiedziałem, że zabijam jej ukochanego.- tłumaczył się- A tak na marginesie, niezłą sobie znalazłeś ofiarę, ifricie z piekła rodem.- zaśmiał się i czekał na atak Zack' a.
Ten, nie czekając, w mgnieniu oka ruszył na niego. Przykuł do ściany, trzymał za koszulę i uderzał pięścią, następnie złapał za szyję i podniósł na ścianie.
- Chciałeś coś powiedzieć?- zapytał prawie niedosłyszalnie.
Wstałam, najciszej jak mogłam podeszłam od tyłu do chłopaka złapałam za ramię i szepnęłam do ucha.
- Nie.- byliśmy tak blisko, tak przyjemne ciepło jego skóry, biło promiennością. Zack puścił mojego brata i odwrócił do mnie przodem tak, że widziałam każdy promień w jego oku, każdą zmarszczkę a nawet mogłam poczuć każde jego uczucie. Smutek, wściekłość i opanowanie, tak to właśnie to.
- Dla ciebie wszystko.- powiedział to tak miło i tak...seksownie, że nawet chłód na dworze nie potrafił mnie oziębić.
- Och, jakie to romantyczne, szkoda, że nie wziąłem kamery, bo bym ją połamał na jego karku.- powiedział uśmiechając się od ucha do ucha, później splunął i dodał:- naprawdę wyglądacie żałośnie.
Zack ani nie drgnął, widziałam, że naprawdę się stara, żeby nie przyrżnąć Wiliamowi. Tak przypomniałam sobie także jego imię, które zakuło mnie w serce.
- Proszę cię idź do Copper' a i innych.- powiedziałam, a on tylko zaprzeczył, kręcąc głową.- Proszę.- szepnęłam zbliżając się do niego bliżej, tak, że moje loki dotykały jego klatki piersiowej.
- Okej.-szepnął w odpowiedzi, wiedziałam że nie może się powstrzymać od pocałowania mnie, dlatego musnęłam tylko jego policzek, ominęłam i stanęłam przed Wiliamem, słysząc oddalające się kroki Zack' a.
___________________________________________
Moi drodzy, przepraszam, że tak długo czekaliście, ale byłam zajęta moim nowym blogiem.
http://light-under-heart.blogspot.com/

Teraz początek roku szkolnego, czyli tzw. więzienia dla nieletnich, dlatego na moich blogach, posty pokazywać się będą dużo rzadziej.
Pozdrawiam wszystkich.
A rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają tego bloga.
:*** Az